Witam
O Ja Cię Kręcię ! Panowie (kunzang, booker) :shock: Ale mam we łbie namerdane :lol: "Ścieżka, droga, celowe, bezcelowe, rozumienie rozumowe, poza rozumowe..." ...o żesz... :roll:
...wynika z tych wypowiedzi, że jest "słuszne" i "bardziej słuszne"... Mój poziom zaawansowania na "Ścieżce, Drodze, Trakcie..."
nie jest tak... kwalifikowany jak Wasz - przeto chylę przed Wami głowę, ale to właśnie uniemożliwia mi podjęcie rzeczowej dyskusji i DLATEGO właśnie temat postu, jaki założyłem. Dla takich malućkich, jak "ja" (w cudzysłowie "ja", bo zaczynam z obawy martwić się o dobór własnego słownictwa
) odpowiedź na pytanie o Prawdziwy Buddyzm jest naczelną wartością. Dlatego właśnie sugerowałem swój lęk przed "rozmyciem" nauki Wielkiego. Można to porównać do przysłowia - należy odpowiednio przełożyć - które mówi: "Teoria do życia ma się tak jak pięść do nosa". Daleki Wschód ma zgoła inną kulturę od naszej. Powstawały tam przepiękne wartości i istniała znakomita cywilizacja już wtedy, kiedy myśmy jeszcze z kijem za dzikimi świnkami po lesie ganiali
Jasne, wiem też że nie wszystko było takie OK na Dalekim Wschodzie (chociażby Ich sławne okrucieństwo). Ich sposób myślenia jest troszkę inny od naszego i zawsze taki był. A tu mamy COŚ. Buddyzm jak Go nazwaliśmy. Pewnie do granic absurdu rozumiem unikat jakim jest bycie człowiekiem, dlatego mam taką paranoiczną obawę, że coś może być marnowaniem czasu, bo źle cóś rozumiem... Problem startuje już w momencie tłumaczenia Sutr chociażby, wynika on z wieloznaczności pojęciowej pojedyńczych słów, a co dopiero zdań. No i nawiązując do przysłowia, walnę jeszcze jedno: "Jeden dzień z mistrzem da więcej, niż kilka przeczytanych tomów". Mimo minusów wynikających z treści tegoż powiedzenia, zgadzam się. Swego czasu ostro i dość długo trenowałem jedną z Dalekowszchodnich sztuk samoobrony i powiem tak: są całe tony książek o tym, jest masa magazynów, czasopism itp. a Ty wykonujesz coś i wydaje Ci się to albo śmieszne, absurdalne, albo do niczego i czujesz się troszkę, jak robot. Poten sesja z mistrzem, jedno spotkanie na boku, pytanie - odpowiedź, z wyjaśnieniem i demonstracją co, po co, dlaczego... No i tu właśnie jest pies pogrzebany! Czy jest możliwym by osiągnąć stan Buddy będąc świeckim Buddystą ? Cóż... można jednakowoż stać się zwyczajnie Dobrym Człowiekiem, a to dziś unikatowy "towar". Jesteśmy w okresie Kayuga i chyba to najwięcej w tej chwili mówi. Moje obawy o Prawdziwy Buddyzm uważam nadal za uzasadnione.
p.s. wyprzedzając pytania: Tak, praktykuję tyle, na ile mi czas zabierany przez pracę pozwala. Nie, nie jeżdżę na spotkania z Sangą, bo jak na tą chwilę w/w czas mówi mi nie
A wszelkie komentarze w rodzaju: "Dla chcącego nic trudnego" znam, jednakowoż mają się właśnie do życia jak pięść do nosa
Zaufanie - do nauk mam, no bo przeca nie mam dostępu do nauczyciela na co dzień... Więc jak mogę mieć zaufanie do Kogoś personalnie ?