No pewnie, nawet jak wybieram w markecie papier toaletowy to konsultuje to z mistrzem.Maverick pisze:Łe? A jak ktoś się przewróci to będziesz dzwonił do mistrza i pytał czy go podnieść?
Pozdrawiam
/M
Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx
No pewnie, nawet jak wybieram w markecie papier toaletowy to konsultuje to z mistrzem.Maverick pisze:Łe? A jak ktoś się przewróci to będziesz dzwonił do mistrza i pytał czy go podnieść?
To jest chyba troche pomieszane.macadamia pisze:Sprawa wygląda tak: Twoim mistrzem jest Twój oświecony umysł. Jeśli jemu ufasz, to nie potrzebujesz żadnych "zewnętrznych" mistrzów. Jeśli jemu nie ufasz - to potrzebujesz. Pytasz się czy nalezy ufać - oznacza to, ze masz wątpliwości. Dopóki masz wątpliwości, dopóty musisz mieć nauczyciela. I tyle.Maverick pisze: do jakiego stopnia należy kierować się uwagami mistrza a kiedy należy zacząć ufać własnemu doświadczeniu?
To jest dobre pytanie moim zdaniem.Maverick pisze:do jakiego stopnia należy kierować się uwagami mistrza a kiedy należy zacząć ufać własnemu doświadczeniu?
Nie mam pojęcia o czym Ty piszesz, bo mam pomieszany umysł i jestem w zaciemnieniu.booker pisze:To jest chyba troche pomieszane.
Co dla kogoś w zaciemnieniu w oógle może oznaczać "oświecony umysł" ?
To może być wszystko, łącznie z różowym słonikiem.
teoriabooker pisze:Żeby nie mieć wątpliwości wystarczy nałożyć sobie klapy ze ślepej wiary.
Wówczas nie będzie żadnych wątpliwości, ale nie będzie to oznaczało, że umysł jest oczyszczony z wszelkich splamień (aka oświecony).
a ten Budda, ta Dharma i ta Sanga to gdzie niby są? W niebie?booker pisze:Napewno dobrze jest "uwierzyć w siebie"; uwierzyć, że jednak można dzięki swojej pracy zniwelować zaciemnienia. Iż nie jest to kwestia stworzenia czy wytworzenia jakiegoś "czegoś", co spotyka tylko szczęśliwców albo wybrańców niebios ale usunięcia, rozpuszczenia czy też zniszczenia przeszkód. Ale nie wydaje się aby pomysł robienia nauczyciela z umysłu w stanie zaciemnienia był pomocny. Od tego jest schronienie się w Buddzie,Dharmie i Sandze.
A skąd wiesz ile kto lat praktyki poświęcił i co osiągnął? Ładnie tak bliźnich oceniać? A tak serio - mój nauczyciel mawiał, że jest nieoddzielny od mojego umysłu. Możesz sobie to komentować do woli.booker pisze:Później, kiedy oświecenie faktycznie nastąpi, to schronienie nie jest już potrzebne. Ale dopóki to się nie stanie, może minąć więcej niż pare lat praktyki i więcej niż objawienie się wielu znaków postępów.
Wybór nalezy do Ciebie.booker pisze:Jak mówią nauki, oświecenie jest naturalnym stanem czującej istoty.
Naturalne dla czujących istot też jest to, że robią siku, więc robienie wielkiej sprawy z oświecenia prezentuje się na tym tle dość...komicznie ?
To jest także sprawą wyboru. Są istoty, które potrzebują bata, są takie, które potrzebują marchewki a są też takie, które są "wewnętrznie zdyscyplinowane". Według mnie - każdy robi to, co uważa za słuszne.booker pisze:Czasami umysł nie chce się skłaniać po pouczenia od mistrza, nie chce się rano wstawać robić pokłonów, śpiewać i medytować. Wydaje się, że samemu wszystko można osiągnąć i że nic do tego nie jest potrzebne. Pewnie coś w tym jest, tylko, że ludzkie zycie jest krótkie, a i nikt nie jest w stanie powiedzieć czy na 100% następne odrodzenie będzie w tak korzystnych warunkach, jakie ma się obecnie.
Są tacy ludzie, którzy umieją się uczyć z każdej sytuacji w życiu. Wówczas wszystko co spotykają jest dla nich nauczycielem. Nie twierdzę, że tak jest lepiej, ale po prostu - tak się zdarza i w żadnym stopniu nie ujmuje to szacunku dla oświeconych mistrzów.booker pisze:W miarę praktyki przekonania podbudowane pychą stopniowo mijają, w miarę spotykania się w sytuacjach z nauczycielami, gdzie jednak zauważamy, że uczymy się czegoś od nich a oni od nas, umysł chętniej się otwiera.
Podobno, kiedy uczeń jest gotowy - nauczyciel się zjawia. A może się zjawić w różny przeciekawy sposób, ale o tym pisać nie będę... Pozdrowienia.booker pisze:Jednak do takiej sytuacji spotkania samo myślenie czy wirtualne walki Dharmy w wyobrazni nie doprowadzają....
Dlatego, że nie kierowałem tego do nikogo osobiście.macadamia pisze:Chłopie, dlaczego Ty piszesz bezosobowo lub w liczbie mnogiej? Kto jest kim?
O ocenianiu kogo mówisz ?macadamia pisze:A skąd wiesz ile kto lat praktyki poświęcił i co osiągnął? Ładnie tak bliźnich oceniać?
Wyskakuje z konopii ?macadamia pisze:Podobno, kiedy uczeń jest gotowy - nauczyciel się zjawia.
Ale piszesz o konkretnej osobie w konkretnej sytuacji, czyż nie?booker pisze:Dlatego, że nie kierowałem tego do nikogo osobiście.
A o kim Ty pisałeś? No, że zanim coś tam, to ileś tam lat... itd. To wszystko były takie sobie tylko projekcje, bez kontekstu, ładu i składu?booker pisze:O ocenianiu kogo mówisz ?
Możliwe, że jak uczeń akurat przebywa wśród konopii...booker pisze:Wyskakuje z konopii ?
Nie - odnosiłem się do poglądów.macadamia pisze:Ale piszesz o konkretnej osobie w konkretnej sytuacji, czyż nie?
Tak jak napisałem - "To jest chyba trochę pomieszane".macdamia pisze:A o kim Ty pisałeś? No, że zanim coś tam, to ileś tam lat... itd. To wszystko były takie sobie tylko projekcje, bez kontekstu, ładu i składu?
Niekoniecznie - mędrzec może stosować głupoty do właściwego nauczania.macadamia pisze:jak ktoś pisze głupoty - to jest głupcem.
Sądzę, że mój umysł się porusza, kiedy o tym myślębooker pisze:Przynajmniej tak podają historie nauczania Zen, na przykład antyczna niemal historia z dwoma mnichami i flagą. Kłócili się czy flaga się porusza, czy wiatr się porusza.
Przechodzący wówczas Mistrz powiedział, że to ich umysł się porusza.
Jak sądzisz, czy to umysł mnichów się poruszał ?
Tak czy inaczej - ze mnie żaden mistrz, więc spokojnie mogę uchodzić za głupca (głupkę? nie wiem jaka jest żeńska forma od "głupiec" ) Pozdro!booker pisze:W XX wielku Patriarcha Zen Seung Sahn wyjaśnił, iż tamten mistrz dał niewłaściwą odpowiedź, jednak iż użył jej by wskazać właściwy kierunek, pouczyć właściwego życia.