siristru pisze:Głowimy sie nad tym "kto sprowadził do Polski buddyzm" w znaczeniu "kto go w Polsce upowszechnił". nie liczą sie jakieś pojedyncze przypadki, że ktoś był, coś słyszał o czymś mówił. Chodzi o upowszechnienie.
Wciąż jestem zdania, że w Polsce uczynili to hipisi lub "hipisi".
No to ja znowu napiszę o pewnym człowieku, co do którego hipisowatości mam pewne wątpliwości. Wprawdzie nie "sprowadził"
buddyzmu do Polski, ale stał się jednym z katalizatorów jego upowszechnienia.
W okresie międzywojennym (o którym już pisałam) działał w Towarzystwie Teozoficznym, we Lwowie pan Władysław Misiewicz. Podczas kampanii wrześniowej dostał się do niewoli, na swoje szczęście niemieckiej. Tam w stalagu poznał strażnika - Austriaka, który interesował się buddyzmem. W związku z tym, że w takim obozie za bardzo nie ma co robić, dyskutował sobie z owym rodakiem Adolfa o filozofii wschodu.
Po 1945 roku nasz bohater osiadł w Radomiu i przez wiele lat pracował jako bibliotekarz. Swój głód Dharmy zaspokajał w ciekawy sposób, korespondencyjnie wymieniał ponoć polskie znaczki na zachodnią literaturę buddologiczną
Zgromadził w ten sposób pokaźną bibliotekę.
W 1949 roku wraz z Panem Bonińskim założył
Koło Przyjaciół Buddyzmu. Celem tej organizacji była popularyzacja Dharmy, w formie filozofii, zgodnej z kanonem palijskim. Członkowie tej organizacji chyba, nie praktykowali medytacji, ani nie wykonywali tzw "czynności rytualnych". Niewątpliwie mieli jednak gruntowną wiedzę na temat buddyzmu w formie zbliżonej do Therawady. Około roku 1962 Panowie Misiewicz i Boniński zaczęli wydawać półrocznik
"Ehi Passiko. Biuletyn listowy Koła Przyjaciół Buddyzmu w Polsce" To chyba pierwsze buddyjskie pisemko na naszych ziemiach. Dodam jeszcze, że Pan Misiewicz publikował artykuły buddologiczne w wielu czasopismach zachodnich i wschodnich.
W tym czasie w Radomiu mieszkał młody człowiek co sobie wymyślił, że będzie joginem.
A taki jogin to wiadomo, wstaje rano, ćwiczy jogę, żywi się trawą i miodem. Mama tego chłopca przerażona, że dziecię jakąś krzywdę sobie zrobi tym umartwianiem, wysłała go do bibliotekarza. Pan Misiewicz pouczył Waldka o Dharmie. Jednak młodzik sobie ubrdał, że taki buddyzm to trzeba praktykować, a Pan Władysław stał na stanowisku, że rzecz jest raczej w niedziałaniu.
Dał więc uparciuchowi adres krakowskiego mieszkania Państwa Czapników.
Dodam jeszcze, że Waldek ma na nazwisko Zych (obecnie znany pod ksywką Lama Rinczen)
Chyba to fajna historyjka? Ale mało w niej hipisów
Nie zostawisz samsary, odrzucając ją - wyzwolisz ją wewnętrznie, pozwalając jej być. Twe próby wyleczenia się z nieszczęść nie przyniosły ci ulgi, ulgę przynosi rozluźnienie i pozostawienie rzeczy takimi, jakie są.