"Buddyzm unika postawy albo-albo" – rozmowa z Lamą Ole Nydah

książki artykuły i wywiady o tematyce buddyjskiej

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx

Awatar użytkownika
Karma Jesze
Posty: 271
Rejestracja: ndz paź 08, 2006 15:10
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Karma Kamtzang
Lokalizacja: Częstochowa

"Buddyzm unika postawy albo-albo" – rozmowa z Lamą Ole Nydah

Nieprzeczytany post autor: Karma Jesze »

25 października w Hali AZS/AWF odbył się wykład „Buddyzm i współczesność”. Wrocław był ostatnim miastem, w którym znany popularyzator buddyzmu Lama Ole Nydahl zatrzymał się podczas swojej wizyty w Polsce. Po wykładzie znalazł on chwilę czasu na rozmowę z Niną Karniej.


Obrazek
Nina Karniej: Po raz pierwszy odwiedziłeś Polskę w 1976 roku. Był to okres kiedy państwo miało oficjalnie ustrój socjalistyczny. Ludzie czerpali wtedy wsparcie duchowe głównie z nauk kościoła katolickiego. Czy dziś, Polacy są bardziej otwarci na nowe ścieżki duchowego rozwoju?


Lama Ole Nydahl: Jest trochę inaczej. Myślę że ludzie którzy cierpią i być może w pewien sposób cenią swój ból, czują się zauważeni przez Kościół. My działamy inaczej – nauczamy, że cierpienie jest rezultatem niewiedzy i że należy się go pozbyć. Przychodzą do nas ludzie, którzy są silni wewnętrznie i chcą tę energię wykorzystać, by pomóc innym. Być może sprawiamy wrażenie dość elitarnych, chociaż naprawdę tak nie jest. Tym niemniej nasza oferta rzeczywiście różni się od oferty chrześcijaństwa. Kiedy przyjechałem po raz pierwszy do Polski w 1976 roku wszystko smakowało u was jak kwaśne mleko – teraz smakuje jak szampan. Ludzie są naprawdę zainteresowani tym, co wyjaśniamy. W Warszawie kilka dni temu mieliśmy w sali 1300 osób. Wygląda na to, że buddyzm się Polakom podoba. Ta sama ilość słuchaczy przychodzi na wykłady w Niemczech, chociaż tam pracujemy o pięć lat dłużej. To naprawdę dobra sytuacja. Polacy unikają wszystkich błędów, które popełniliśmy na Zachodzie. Nie usiłują sprawić wrażenia, że wiedzą wszystko lepiej i nie zadzierają nosa. Również wasz sposób komunikowania się ze sobą nawzajem jest bardzo przyjemny. Oczywiście nasze grupy są pod tym względem bardzo szczególne, ale kiedy jedzie się przez Polskę samochodem również widać, że kierowcy ustępują sobie miejsca na drodze, pomagają, ostrzegają się nawzajem przed radarami, itd. To robi bardzo dobre wrażenie.

Ty i Alan Watts jesteście najważniejszymi propagatorami filozofii Wschodu na gruncie cywilizacji Zachodniej. To właśnie za pośrednictwem Waszych nauk, ludzie uczą się rozumieć ten egzotyczny światopogląd. Jak to się stało, że Ty – Skandynaw, zacząłeś interesować się buddyzmem?

Wysocy lamowie, których spotkałem, byli po prostu bardzo przekonujący, byli naprawdę na najwyższym poziomie. Wszyscy ci mistrzowie, którzy medytowali przez trzydzieści lat w tym życiu i w czasie piętnastu poprzednich żywotów, mieli bardzo dużo doskonałych właściwości – po prostu byli imponujący. Buddyzm sam w sobie jest również bardzo przekonujący, nie jest religią wiary tylko religią doświadczenia, wszystko tu jest całkowicie jasne. Przejrzysta jest droga i przejrzysty jest cel. Prawdą jest również, że w latach 60-tych, kiedy eksperymentowaliśmy z najróżniejszymi środkami zmieniającymi świadomość, zaczęliśmy w pewnym momencie tracić masę przyjaciół z powodu narkotyków. Musieliśmy więc znaleźć jakąś inną drogę rozwoju – drogę pracy z umysłem, która nie miałaby nic wspólnego z chemią. Nasi nauczyciele pokazywali nam, że jest to możliwe więc musieliśmy się tym zająć. Razem z żoną zostaliśmy na Wschodzie, gdzie spędziliśmy większość czasu w latach 1968-72, z krótkimi przerwami, w czasie których musieliśmy zarobić trochę pieniędzy w Europie. Gdy w 1972 roku nasi nauczyciele powiedzieli nam: „ Sprawdźcie, czy wasi przyjaciele na Zachodzie nie chcą przypadkiem nauczyć się czegoś o umyśle”, wróciliśmy do Europy. Wkrótce okazało się, że tak właśnie było. W ten sposób zaczęła się nasza aktywność.

Wspomniałeś, że religia doświadczenia jaką jest buddyzm ma „przejrzystą drogę i przejrzysty cel”. Buddyzm dzieli się jednak na wiele szkół. Czy wszystkie mają ten sam cel? Czym Diamentowa Droga, której jesteś nauczycielem, różni się od innych jego rodzajów?

Szkoła Dalajlamy – Gelugpa – jest bardziej nastawiona na intelektualne poznawanie: debatowanie i studiowanie. My stosujemy przede wszystkim medytację. Budda nauczał trzy rodzaje ludzi. Pierwsi chcieli uniknąć swego własnego cierpienia, dlatego dawał im nauki o przyczynie i skutku. Mówił im, czego lepiej jest unikać żeby uniknąć bólu i co lepiej jest robić, by osiągnąć szczęście. Nie były to żadne dogmaty, ani przykazania, ale po prostu dobre, przyjacielskie rady. Druga grupa ludzi to ci, którzy chcieli pomagać innym – im przekazywał nauki o mądrości i współczuciu. Nauczał w ten sposób, żeby ludzie rozwijali te umiejętności równolegle, bo jeśli jesteśmy „tylko” współczujący, wówczas stajemy się sentymentalni i nieprzejrzyści, natomiast jeżeli jesteśmy „tylko” mądrzy, stajemy się biurokratyczni i chłodni. Trzecia grupa to ludzie, którzy chcieli szybko osiągnąć oświecenie. Tych Budda nauczał, jak mogą zachowywać się tak jak ktoś oświecony, aż do czasu, kiedy sami staną się oświeceni. To jest najszybsza ścieżka, ścieżka identyfikacji. Na tym poziomie rozumiemy, że jedynym powodem, dla którego potrafimy zobaczyć doskonałość na zewnątrz jest to, że już ją posiadamy wewnątrz. Rzeczywista prawda musi być obecna zawsze i wszędzie. Na tym poziomie Budda udzielał nauk pozwalających jednocześnie rozwinąć najwyższą mądrość, najwyższą radość, najwyższe współczucie, największą moc i całkowitą nieustraszoność. Kiedy wszystkie te właściwości schodzą się razem i stają się trwałym doświadczeniem, nazywamy to oświeceniem. To jest najwyższy poziom funkcjonowania – prawdziwy cel buddyzmu.

Jak ludzie Zachodu, bombardowani ciągłym szumem informacyjnym, mogą odnaleźć spokój i harmonię w życiu? Czy powinni szukać trwałych wartości?

Wszyscy potrzebują wartości. Wszystkie te rzeczy, jakie oferuje się nam jako rzekome wartości, tak naprawdę w niczym nam nie pomogą. Nawet jeśli uda nam się przekupić grabarza, by wrzucił nam do trumny wszystkie bogactwa, jakie nagromadziliśmy w życiu, i tak nie będziemy w stanie niczego z tego życia zabrać ze sobą dalej. Istnieje tylko jedno zjawisko, które się nie zmienia i jest obecne zawsze i wszędzie – mający naturę przestrzeni umysł. Jeżeli przyjrzymy się różnym odkryciom, nie tylko tym związanym z medytacją, ale też odkryciom naukowym, np. tym dokonanym w olbrzymim cyklotronie CERN w pobliżu Genewy, to okaże się, że przestrzeń sama w sobie jest najwyraźniej informacją. Obecnie mówi się o czymś, co jest nazywane: „czasem teraz”. Przestrzeń sama w sobie działa jak Internet. Gdziekolwiek się do niej podłączamy, otrzymujemy informacje. Doświadczenie tej absolutnej natury umysłu jest bardzo radosne. Jeżeli nie gubimy się ani w przeszłości, ani w przyszłości, lecz próbujemy żyć świadomie tu i teraz, to automatycznie stajemy się też dobrzy i kochający. Oprócz radości inną ważną właściwością umysłu jest nieustraszoność. Około 2 tys. uczniów skoczyło wraz ze mną ze spadochronem – to jest dość spora liczba. Oni zwykle skakali raz, mnie udało się do tej pory skoczyć sto razy. Wielu z moich uczniów jeździ na naprawdę dużych i silnych motocyklach itd. Jeśli doświadczamy swego umysłu jako otwartej przestrzeni, stajemy się nieustraszeni i pełni intuicji. Po prostu nie musimy już ciągle budować kolejnych podziałów, oddzielać samych siebie od innych. Jeżeli jesteśmy nieustraszeni, ponieważ zrozumieliśmy, że nie można zaszkodzić przestrzeni umysłu, wówczas przestajemy zachowywać się jak ktoś, kto idzie do kina z nadzieją, że zobaczy dobry film, ponieważ w przeciwnym wypadku straci zarówno złotówki, jak i wieczór. Zamiast tego stajemy się właścicielem kina, któremu jest mniej lub bardziej obojętne, czy film jest dobry czy zły – istotne jest, żeby w ekranie nie było dziur i żeby działał projektor. Nagle sama zdolność umysłu do doświadczania rzeczy staje się nieustanną radością. W którymś momencie zauważamy wtedy również, że liczba istot jest nieograniczona, a my jesteśmy tylko pojedynczą jednostką, więc najwyraźniej inni są ważniejsi od nas. Wtedy stajemy się kochający. Te trzy uczucia: nieustraszoność, radość i miłość są bardzo szczególne, ponieważ pośród naszych najróżniejszych emocji są jedynymi, które naprawdę istnieją.

W jakich okolicznościach można doświadczyć tych stanów?

Nieustraszoność pojawia się wtedy, gdy przeżywamy podobną przestrzeni naturę umysłu. Radość wyłania się z doświadczenia swobodnej i bogatej gry tej przestrzeni. A współczucie budzi się w nas dzięki świadomości, że wszystkie żyjące istoty pragną osiągnąć szczęście i chcą uniknąć cierpienia, więc jesteśmy sobie tak naprawdę bardzo podobni i bliscy. Wszystkie te rzeczy przychodzą same z siebie.

Wiem, że podczas wizyty w Polsce miałeś bardzo napięty grafik. Jak natomiast wygląda Twój zwyczajny dzień?

Nie mam żadnych zwyczajnych dni, zwyczajnego życia. Co roku biorę udział w trzystu imprezach. Za każdym razem, dokądkolwiek nie pojadę, odbywa się wielkie święto. W ciągu ostatnich kilku wieczorów nauczałem do trzeciej w nocy, w łóżku lądowałem około szóstej i później zaraz musiałem wstać i jechać do następnego miasta. Czasem w moich wykładach pojawiają się dosyć długie przerwy, wtedy „przeciągają” mnie przez wykład tłumacze. Nie mam też żadnych wakacji, ostatnio potrzebowaliśmy półtora roku czasu, żeby wszystko tak dograć, żebym w tym roku miał cztery dni wolnego na przejechanie z przyjaciółmi na motocyklach przez wszystkie najwyższe przełęcze w szwajcarskich Alpach. Ledwo nam się to udało. Mogłem też przez dwa dni pojeździć na motocyklu po parku narodowym Yosemite, niedaleko San Francisco, w Stanach Zjednoczonych. Po prostu miałem dobrą karmę.

Jak powiedziałeś, nie masz praktycznie życia prywatnego. Czy mimo to można relatywizować to co robisz dla innych? Jaka jest Twoim zdaniem najważniejsza rzecz, którą dzielisz się z innymi?

W przyszłym roku w Hong-kongu mam zaplanowane kursy świadomego umierania, dlatego zostanę tam trochę dłużej. To jest prawdopodobnie najużyteczniejsza rzecz jaką robię w tym życiu. Ta tybetańska praktyka nazywa się „Poła”. W czasie jej trwania medytuje się na czerwonego Buddę Nieograniczonego Światła, znajdującego się nad naszą głową i spełniającego nasze życzenia. Wysyła się świadomość do jego pola mocy. Medytujemy przez dziewięć godzin każdego dnia i w rezultacie na szczycie głowy pojawia się kropelka krwi, albo mała rana, która jest bardzo odczuwalna. To oznacza, że kiedy przyjdzie czas, żeby porzucić ciało, nasza świadomość opuści je właśnie w tym miejscu i trafi do Obszaru Najwyższej Radości. Nauczyłem tej metody przynajmniej 75 tys. ludzi na całym świecie. Myślę, że 1/3 słuchaczy wykładu we Wrocławiu brała udział w takim kursie.

Budda mawiał, że podstawowe źródło cierpienia wynika z niewiedzy. Jak to rozumieć?

Chciałbym zrelaksować wszystkich dobrych katolików w Polsce. Otóż naszym zdaniem absolutne zło nie może logicznie rzecz biorąc istnieć, ponieważ zniszczyłoby samo siebie. Energia, którą dzielimy się ze światem wraca do nas i to dotyczy również zła. Dlatego w końcu musiałoby ono zniszczyć samo siebie. Tak naprawdę jedynym rozsądnym wytłumaczeniem przyczyny cierpienia jest to, że jego źródłem jest głupota. Jest całkowicie jasne, że wszystkie istoty chcą osiągnąć szczęście i uniknąć cierpienia. Jeżeli jesteśmy sprytni i inteligentni to robimy te rzeczy, które dają nam szczęście, a jeżeli jesteśmy głupi to robimy to, co prędzej lub później sprowadza na nas cierpienia i ból. Buddyzm unika postawy albo-albo, ale stara się zachować postawę „zarówno to, jak też tamto”, ponieważ ona ogarnia wszystko.


Rozmawiała: Nina Karniej
Praktykuj prawość poprzez trzy bramy!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Publikacje”