karuna pisze:Dobra, kończę off-top'a tego jakby...
Jak to off-topa? To mamy teraz o płaczu zwierząt rozmawiać, a nie o naturalnym stanie umysłu?
karuna pisze:jeśli Stan Buddy ma być ostateczną Naturą, to jest trochę takie, że w jedną stronę tylko "to" idzie. I od Stanu Buddy nie ma w pewnym stopniu ucieczki.
Z tego, o czym ja pisałam, nie wynika, że stan buddy jest ostateczną naturą, a wynika, że stan buddy jest efektem urzeczywistnienia ostatecznej natury, czyli każdy może zostać buddą, ale to nie oznacza, że każdy zostaje, bo zostaje ten, kto włoży wysiłek w rozwój na ścieżce. Inaczej ujęłabym to tak, zarówno stan buddy, jak i czujące istoty cechuje to samo: natura buddy (ostateczna natura) - tyle że w pierwszym przypadku urzeczywistniona, a w drugim nieurzeczywistniona. Natomiast ścieżki urzeczywistniania bywają różne, m.in. poprzez identyfikację, i wtedy rzeczywiście wszystko (oświecenie) już jest, tutaj i teraz, choć tak naprawdę ciągle nie ma i kto wie, czy będzie.
Ja w ten sposób to rozumiem, ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że w grę wchodzą również kwestie językowe, w każdej szkole (mam tu na myśli głównie Kagyu, Zen i Dzogczen) wyjaśnia się nauki za pomocą własnej terminologii.
Co do widzenia umysłu, ja zrozumiałam, że trzeba zobaczyć tę całość: z jednej strony projekcje umysłu (rzeczy), z drugiej źródło tych projekcji (sam umysł), czyli zarówno samsarę, jak i jej "twórcę" - zobaczyć pustość obu, jednocześnie. Najprostsze pytanie, jakie mi się w związku z tym nasunęło, było właśnie takie: to jako "kto" mam to zrobić i w którym miejscu "stanąć", żeby widzieć?
Oczywiście, żartobliwie zapytałam, retorycznie, bo któż miałby mi na to odpowiedzieć.
Pozdrawiam, gt