Chrześcijaństwo a Buddyzm wg Dennisa Giry i Fabrice Midala

relacje pomiędzy buddyzmem a innymi religiami

Moderator: iwanxxx

Awatar użytkownika
bhakta
Posty: 243
Rejestracja: wt mar 15, 2011 17:15
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Chán/Sŏn

Chrześcijaństwo a Buddyzm wg Dennisa Giry i Fabrice Midala

Nieprzeczytany post autor: bhakta »

Witam serdecznie,

Do założenia tego wątku zainspirowała mnie książka autorstwa panów wymienionych w tytule wątku, nazywa się ona "Jezus-Budda, możliwy dialog?". Jest ona naprawdę wyjątkową próbą dialogu między członkami tych dwóch religii i polecam ją każdemu, kto się tymi kwestiami interesuje.

Chciałbym w skrócie, jednak nie wypaczając niczego, przedstawić jeden wątek z rozmowy Giry i Midala, który opisywany jest przez tego pierwszego jako podstawowa, fundamentalna różnica między buddyzmem a chrześcijaństwem. Przy okazji prezentuje on ciekawą perspektywę patrzenia na Boga chrześcijańskiego, którą niniejszym wyjaśniam...

Jak wiemy, Bóg chrześcijański istnieje w trzech osobach. Nie jest on zatem, co logiczne, osobowy, lecz...multiosobowy! Jest Jednym w wielu, trójce w jedynce, jedynką w trójce. Dla mnie to całkiem koaniczna koncepcja. Z owej multiosobowości wynika ciekawa kwestia, opisana świetnie przez Girę: Bóg jest nie tylko tymi trzema Osobami, ale także relacją pomiędzy nimi. Gira podkreśla to wielokrotnie pisząc, że Bóg jest relacją. Określa on relację jako kwestię fundamentalną dla chrześcijaństwa. Nie tylko w Świętej Trójcy, ale także relacji ludzi do Chrystusa (Wy we Mnie), który istnieje w relacji do Boga (Ja w Nim) -> J 17,11.19-23

Faktycznie więc rdzeń chrześcijańskiego przeżywania Absolutu jawi się jako ciąg relacji, które są tak relacją, jak i komunią, czyli jednością. Chrystus mówi, że "Ja i Ojciec jedno jesteśmy", innym razem, że spoczywa w Bogu. Logicznie więc Ci, którzy spoczywają w Chrystusie, stanowią z nim jedno. Relacja jest równa tożsamości. Św. Paweł mówi "Teraz ja już nie żyję, lecz żyje we mnie Chrystus". Wieloznaczna można rozumieć tę relację...z jednej strony Chrystus określany jest jako pośrednik między człowiekiem a Bogiem, z drugiej, stanowi z Bogiem jedno, jaka jest więc różnica?

Często wydaje mi się, że jest to po prostu "bezpiecznik" językowy, mający zapobiec stwierdzeniu, że ludzie w istocie są Bogiem. Pismo rozwiązuje to znów dwuznacznie, tutaj:

Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga».
Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście?

Ludzie są Bogami - trąci politeizmem, prawda? Lepiej by powiedzieć że LUDZIE SĄ BOGIEM, wówczas pozbywamy się dwuznaczności ubóstwiającej każde pojedyncze indywiduum, a uznajemy wszystkich ludzi za Boga, co usuwa koncepcje jednostki-boga.

W innym miejscu Pisma rozwiązuje się ten dylemat mówiąc, że Bóg stworzył ludzi na swój obraz i podobieństwo. Jesteśmy zatem wobec Boga tym, czym jest wyraz "drzewo" wobec prawdziwego drzewa. Dla mnie to niesamowite, ponieważ zawiera się w tej relacji zarówno pustka (Bóg) jak i forma, nieustanny taniec bytu i jego przedstawienia, taniec umysłu, który obrazuje rzeczywistość i, gubiąc przedstawieniowość swoich wytworów popada w samsarę.

Bóg zatem "wymyślił" ludzi patrząc na samego siebie, tak jak człowiek patrząc na drzewo stworzył ideę drzewa - ten sam kognitywny proces przejawia się tu i tu, ta holistyczna myśl porządkuje wszystko w jeden spójny system, który przypisuje rzeczywistości takie same mechanizmy, jak umysłowi.

Człowiek jest "symbolem" Boga dokonanym przez niego samego - pojawia się radykalna różnica symbolu i tego, co symbolizowane. Niemniej to właśnie buddyzm mówi, że pustka jest formą, zatem symbol jest tym, co symbolizowane w wymiarze absolutnym - zaś w wymiarze relatywnym należy te dwie rzeczy rozróżnić, bo brak ich rozróżnienia jest fundamentalnym błędem poznawczym odpowiedzialnym za istnienie cierpienia.

To były moje własne przemyślenia. Gira natomiast mówi dalej, że buddyzm, którego "celem" jest rozpoznanie swojej prawdziwej natury, pustki, zaprzecza wszelkiej inności. Gdy nie ma inności, nie może być mowy o relacji. Gira przeciwstawia rzeczywistość "relacyjną" doświadczeniu pustki, niedualności.

Jednak dualność Trójcy jest przecież pozorna. Albo razem z dualnością, czy trynitarnością ma miejsce jedność, która tej dualności nie przeczy, jakby to było według praw logiki dwuwartościowej. Sprawa jest więc paradoksalna...

Podobnie jest z samą pustką. Pustka przecież nie przeczy wielości, pustka jest wielością, wszystkie dharmy są puste. Niemniej są. Zdaję sobie sprawę, że to również jest paradoksalne. Wszystko jest jednym, jedno jest wszystkim, dlatego nie można zakwestionować inności, nie można jej także przyjąć całkowicie.

Osobiście nie widzę problemu z ową "relacyjnością" w buddyzmie, chociażby jeżeli chodzi o współczucie. Droga Bodhisattwy jest przecież ethosem nieustającej relacji, którą jest pomoc cierpiącym istotom.

Problem ma miejsce jedynie, gdy utrzymujemy prawo wyłączonego środka...gdy je znosimy, uznając pustość formy i foremność pustki, wszelkie tezy podane wyżej jawią się jedynie jako taniec jednej z drugą, widoczny zarówno w relacji Boga do ludzi, Chrystusa do Boga, tajemnicy Trójcy świętej, rzeczywistości relacyjnej...

Przepraszam, za chaotyczny porządek tego posta. Liczę na Wasze przemyślenia, jeżeli coś ująłem niewyraźnie, co jest wysoce możliwe, chętnie sprecyzuje.

Pozdrawiam w Dharmie
"-Ale czy Gotama ma jakąś własną teorię?
-Tathagata, o Vaccho, jest wolny od wszelkich teorii. To jednak, Vaccho, Tathagata wie: jaka jest natura form, i jak forma powstaje, i jak ginie" [MN I, 72]

duchonautyka.blogspot.com
wskazujaceslowa.blogspot.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Buddyzm - dialog”