Siłą rzeczy skoro właśnie je opisujemy przy pomocy praw przyrodystepowy jeż pisze: Czyli to przejście zdeterminowane jest obowiązującymi prawami przyrody?
Pamiętaj jeżu, że to tylko jedna z koncepcji.
Siłą rzeczy skoro właśnie je opisujemy przy pomocy praw przyrodystepowy jeż pisze: Czyli to przejście zdeterminowane jest obowiązującymi prawami przyrody?
Tak, tak, tylko myślałem o modelu z którego te prawa mogą wynikać, a ten model bazowałby na nieistnieniu (czyli zaczynamy od 0) i ewentualnie generował możliwe wszechświaty, stałe, itp. Ale chyba to nierealne póki co.airavana pisze:Siłą rzeczy skoro właśnie je opisujemy przy pomocy praw przyrody
Przepraszam, ale mam wrażenie, że mówimy czy też myślimy trochę o innych rzeczach. Słowo kreacja może być używane w różnym znaczeniu. Jako fizyczny termin w jakimś modelu np. kreacja materii czy kreacja cząstek jak również w mniej lub bardziej mglistym (a przynajmniej niezbyt precyzyjnie zdefiniowanym) znaczeniu filozoficznym czy metafizycznym. Ja pytając o argumenty przemawiające na korzyść modeli cyklicznej ewolucji a nie kreacji jednorazowej miałem na myśli konkretną rzecz. Otóż, parokrotnie spotkałem się z argumentami kreacjonistów (czy zwolenników kreacjonizmu), że model Wielkiego Wybuchu potwierdza chrześcijańską tezę o stworzeniu świata przez Boga w akcie jednorazowej kreacji przed którym to aktem nie było nic (a więc żadnej kreacji). Myślę, że może nie tyle chodziło tutaj o model Wielkiego Wybuchu co o pewną konkluzję związaną z tym modelem. Mianowicie: jeśli Ogólna Teoria Względności jest poprawna to wszechświat rozpoczął się od osobliwości w której załamują się prawa fizyki. Wykazali to zresztą Hawking i Penrose. Nie jestem specjalistą od kosmologii i modeli ewolucji wszechświata ale wydaje mi się, że ten argument ani nie potwierdza ani nie zaprzecza jednorazowej kreacji. Ogólna Teoria Względności jest tzw. teorią klasyczną a więc teorią fizyczną nie uwzględniającą zasady nieoznaczoności. W początkowej fazie ekspansji wszechświata natomiast ważną rolę odgrywały efekty kwantowe. OTW nie jest więc odpowiednią (wystarczającą) teorią. Żeby rozważać początkowy okres ekspansji potrzebna jest teoria łącząca OTW z mechaniką kwantową a więc kwantowa grawitacja.airavana pisze:Koncepcja cyklicznej ewolucji nie jest sprzeczna z koncepcją kreacji, bo kreacja dotyczy również czasu. Gdyby kreacja miała mieć miejsce w czasie, to czas musiałby być czymś niezależnym od kreatora. Kreacja rozumiana w ten sposób nie jest aktem stwórcy lecz relacją między stwórcą a jego stworzeniem. Można tu przywołać przykład uknuty przez św. Augustyna o człowieku, który przez wieczność odciska ślad stopą na pisaku - skoro odciska go przez wieczność to nie miał nigdy miejsca żaden akt kreacji w czasie a mimo to człowiek ten jest kreatorem śladu gdyż pozostaje z nim w wiecznej relacji stwórca-stworzenie.leszek wojas pisze:Co do tego, że model cyklicznej ewolucji wcale nie musi być sprzeczny generalnie rzecz biorąc z koncepcją kreacji to się zgadzam. Tu jednak chodziło o kreację jednorazową która chyba zasadniczo wyklucza jakąkolwiek ewolucję wszechświata która mogłaby się odbywać przed aktem kreacji. Z takimi interpretacjami kreacjonistów się przynajmniej spotkałem. Co do tego, że model Wielkiego Wybuchu nie musi koncepcji kreacji wspierać to też się zgadzam z tym, że znowu zależy to od tego jaką definicję czy interpretację tego terminu (kreacji) przyjmiemy.
Możesz wierzyć lub nie, ale u mnie pośrednim wstępem do buddyzmu było właśnie to, że pewnej nocy po długim, twardym rozmyślaniu w pozycji leżącej brak czaso-przestrzeni sobie wyobraziłem...'brak czasoprzestrzeni trudno sobie wyobrazić'. Moim zdaniem tego w ogóle nie da się wyobrazić ze względu na przystosowanie naszej wyobraźni do 'świata', w której się wykształciła
Penrose i Hawking wykazali, że na gruncie OTW osobliwości nie unikniemy.leszek wojas pisze:Mianowicie: jeśli Ogólna Teoria Względności jest poprawna to wszechświat rozpoczął się od osobliwości w której załamują się prawa fizyki. Wykazali to zresztą Hawking i Penrose.
Tak. Ja bym tutaj dodał słowa: w tej chwili wszystko na to wskazuje, że tak było.leszek wojas pisze:W początkowej fazie ekspansji wszechświata natomiast ważną rolę odgrywały efekty kwantowe.
No więc zgadzamy się W moich wypowiedziach w tym wątku kilkakrotnie przewinęła się ta uwaga. Dodałem też jednak, (i jest to warte ponownego podkreślenia) iż wcale nie musi się okazać, że poprawna teoria kwantowej grawitacji usuwa punkty osobliwe - fakt, że my tego oczekujemy nie musi oznaczać, że tak będzie. Kto wie, być może te nasze oczekiwania działają nieco hamująco na proces poszukiwania kwantowej teorii grawitacji, bo daje się zauważyć wyraźna tendencja faworyzowania koncepcji, które pozwalają na uniknięcie punktów osobliwych. Odniosłem się też do kilku prób rozważenia scenariuszy zakładających, że osobliwości da się uniknąć. Żadnej z nich nie należy, rzecz jasna, uznawać za 'ostateczną wizję rzeczywistości'.leszek wojas pisze:OTW nie jest więc odpowiednią (wystarczającą) teorią. Żeby rozważać początkowy okres ekspansji potrzebna jest teoria łącząca OTW z mechaniką kwantową a więc kwantowa grawitacja.
koncepcje religijne (metafizyczne) nie uzasadniają (ani nie obalają) naukowych modeli kosmologicznych a modele nie dowodzą (ani nie obalają) żadnych koncepcji religijnych (metafizycznych). Co nie znaczy, rzecz jasna, że nie mogą stanowić nawzajem dla siebie inspiracji. Często nawet stanowią.
Myślę, ze co do kwestii potwierdzania lub obalania jakiś religijnych koncepcji przy pomocy modeli kosmologicznych to można się spotkać z różnymi podejściami.airavana pisze: Powtórzę się, by podsumować moje myśli:koncepcje religijne (metafizyczne) nie uzasadniają (ani nie obalają) naukowych modeli kosmologicznych a modele nie dowodzą (ani nie obalają) żadnych koncepcji religijnych (metafizycznych). Co nie znaczy, rzecz jasna, że nie mogą stanowić nawzajem dla siebie inspiracji. Często nawet stanowią.
Ahhh... Aby to jedną... :looka: Można np. jeszcze sformułować taką (równie albo i bardziej wartościową poznawczo?), że stwórca nie jest zarazem ani transcendentny, ani immanentny. Zrozumieć to właściwie jest zapewne jeszcze trudniej?airavana pisze:jw, można zauważyć jeszcze jedną opcję - stwórca jest zarazem transcendentny względem swego stworzenia jak i immanentny, tylko my nie jesteśmy w stanie tego właściwie zrozumieć.
Co również jest pewnym sądem opartym na określonym wyobrażeniuairavana pisze: Można z tego miejsca uczynić wycieczkę w stronę teologii negatywnej i zasugerować, że i to stwierdzenie jest nic nie warte cytując np. Pseudo-Dionizego:
Cytat:Zwrócona jest tu uwaga nie tylko na nieadekwatność języka, ale w ogóle na niemożliwość sądzenia czegokolwiek o stwórcy gdyż cokolwiek o nim sądzimy, nie o nim sądzimy lecz o naszych wyobrażeniach na jego temat.Boskość w wymiarze transcendencji jest ponad wszelką możliwością orzekania; nie można orzekać o niej nawet istnienia czy nieistnienia.
Ty oraz Pseudo Dionizy również posłużyliście się pewnym wyobrażeniemairavana pisze: Zwróciłeś uwagę na taką właśnie możliwość, ale chcąc wykazać jej niedorzeczność posłużyłeś się właśnie wyobrażeniem stwórcy co zapętla rozumowanie:
Tutaj rodzi się pytanie czy stwórca może odstąpić od swej woli, dzięki której tworzy i tym samym umożliwić stworzeniu samostwarzanie podług woli stworzenia?airavana pisze: Piszesz:Niekoniecznie, bo można tu rzec, iż stworzenie pozostaje zależne od stwórcy, ale stwórca nie jest zależny od stworzenia lecz jest jego źródłem, które tworzy w wyniku swej woli.jw pisze: W takim razie nie mógłby istnieć Stwórca niezależny od Stworzenia. Istnienie zarówno Stwórcy, jak i Stworzenia miałoby charakter relacyjny, współzależny i zawsze taki sam w całej ponadczasowej wieczności.
No cóż... Pretensje o to, że stwórca nie wyposażył stworzenia w apart umożliwiający jego doskonałe poznanie, lecz skazał je z niewiadomych powodów na gdybania, domniemania i różne ograniczone wyobrażenia, można mieć chyba tylko do stwórcy? A mimo tego traktaty teologiczne, jak powstawały, tak powstają, bo różni dociekliwi i obdarzeni wielką wyobraźnią piszą je i piszą... Jak w "Stwarzaniu świata" zauważył poeta Miłosz:airavana pisze: Stworzenie zaś mniema o stwórcy pojęciami właściwymi stworzeniu a nie stwórcy.
Można tu znowu zacytować Augustyna z Hippony:Łatwo z niego widać, że wszelkie mniemania o stwórcy a nawet pytania o niego formułowane są w sposób nieadekwatny gdyż operują kategoriami tyczącymi się stworzenia a nie jego źródła.
Nie było takiego czasu, w którym byłbyś bezczynny, bo i sam czas Ty stworzyłeś.
Czesław Miłosz pisze: (...)
A słońce wschodzi i słońce zachodzi.
A słońce wschodzi i słońce zachodzi.
Kiedy oni biegają, biegają.
Gdy nie ma czasu, nie ma też stwarzania, jako że stwarzanie to proces zachodzący w czasie. Jeśli nie ma stwarzania, to o jakim stwórcy mówisz? Stwórca, stwarzanie czy stworzenie to również słowa, które nie posiadają prawdziwego znaczenia, jeśli wyciągnąć spod nich podpórkę, którą jest pojęcie czasu.airavana pisze:Na tej zasadzie można zarzucić Twoim wywodom, że użyłeś w pewnym miejscu określenia: 'ponadczasowe teraz' - 'teraz' nie jest aczasowe - gdy nie ma czasu, nie ma też teraz
Owszem. Powsatje tu pytanie czy to, co stwórca ukazuje stworzeniu, jest faktycznie odsłoniętym kawałkiem stwórcy, czy raczej kolejnym w kolekcji wyobrażeniem stworzenia o stwórcy? Rodzaj wyobrażenia, które sobie wybieramy/wymyślamy [a może jednak wybiera/wymyśla je za nas jakiś wszechmocny wszechstwarzający stwórca?] zależy przede wszystkim od naszych wewnętrznych skłonności i potrzeb [w innej wersji: od woli stwarzającego wszystko stwórcy].airavana pisze: Rozumowaniu, które przedstawiłeś:również można zarzucić, że jest to jedynie wyobrażenie o relacji między stwórcą i stworzeniem. Można zaproponować inne wyobrażenie, np. stwierdzić, że stwórca może, w swej wszechmocy, umożliwić stworzeniu poznanie siebie do stopnia jaki uzna za stosowny a my nie mamy szans zrozumieć na jakiej zasadzie się to stanie.dwa doskonale autonomiczne byty nie mogą w żaden sposób wejść z sobą w jakąkolwiek relację
Ale czy to, co właśnie napisałeś nie pokazuje dokładnie bezzasadność samego postawienia leibnizowego pytania, w którym w ogóle pojawiło się odniesienie do "nicości"?airavana pisze: Wrócę do pytania, które zadał Leibniz:Stawia ono przed nami nieco podobne pułapki. Zabawa polega tu na tym, że nawet uwieńczone ewentualnym sukcesem próby wykazania nielogiczności tego pytania, nie rozwiązują problemu ze względu na 'skrajny terror' absolutnej nicości, dla której nawet określenie 'nic' jest pójściem o jeden krok za daleko, bo w absolutnym nic nie ma nic - nie ma nawet stwierdzenia, że nie ma nic nie wspominając o zasadach, które pozwoliłyby nam badać pytanie pod względem logicznej poprawności.
Dlaczego jest raczej coś niż nic?
Matthieu Ricard pisze: kiedy Leibniz zadawał sobie pytanie “dlaczego istnieje coś, a nie nic”, opierał się na przypuszczeniu, że naprawdę coś jest. Trzeba więc zacząć od pytania o istnienie obiektywnej rzeczywistości. Według buddyjskiej Środkowej Ścieżki nie ma ani niczego (nihilizm), ani czegoś (realizm materialistyczny).
Można więc zapytać za Leibnizem: “Dlaczego miałoby nie być niczego, skoro zjawiska są możliwe?”. Natura współzależnych zjawisk, dostrzegalnych, chociaż pozbawionych własnej egzystencji, przeczy powszechnej opinii, ponieważ nie można jej nazwać ani istniejącą, ani nieistniejącą. Intelekt ma swe granice i nie może objąć natury rzeczywistości za pomocą prostych pojęć. Jedynie bezpośrednia znajomość przekraczająca dyskursywną myśl może pojąć naturę świata zjawisk w niedualistyczny sposób, w którym pojęcia przedmiotu i podmiotu nie mają już żadnego znaczenia.
David Bohm pisze: Ani materia, ani świadomość nie są czymś ostatecznym. Obie mają swoje źródło w czymś, co znajduje się poza nimi, w czymś, w stosunku do czego są jedynie skutkiem i przejawem, w czym są obie zakorzenione i pogodzone ze sobą. Ta nieznana rzeczywistość nie może stać się przedmiotem poznania. W tym miejscu moje poszukiwania zatrzymują się, osiągają nieprzebyte dno wszelkiego myślenia. Nie ma już nic, co można by o tym powiedzieć. Pozostaje tylko - wiedział o tym Eckhart, a nawet Wittgenstein - milczenie.
Czesław Miłosz pisze: Stwarzanie świata
Niebianie w Biurze Projektów wybuchają śmiechem,
Bo jeden z nich narysował jeża.
Inny, żeby nie zostać w tyle, śpiewaczkę soprano -
Rzęsy, biust, loki, dużo loków.
Jest to wspaniała zabawa w oceanie musującej energii,
Wśród klasków, wyładowań zapowiadających elektryczność.
Bulgocą kubły groto-farby, groto-pędzle pracują,
Potężny wir niemalże galaktyk za prawie-oknami
I nie doświadczająca chmur czysta jasność.
Dmą w konchy, koziołkują w niby-przestrzeni,
W swoim kraju archetypów, siódmym niebie.
Ziemia już prawie gotowa, jej rzeki błyszczą,
Bory ją porastają, i każde stworzenie z osobna
Czeka na swoją nazwę, i grom przechadza się
Stronami, a stada w trawach nie podnoszą głowy.
Wyistoczają się miasta, wąskie ulice,
Nocnik wylewany z okna, bielizna.
I zaraz autostrady na lotnisko,
Pomnik na skrzyżowaniu, park, stadion,
Dla tysięcy kiedy wstają i ryczą: gola!
Wynaleźć długość, szerokość, wysokość,
Dwa razy dwa i siłę ciążenia,
To i tak dosyć, a tu jeszcze: majtki
Z koronką, hipopotam, dziób tukana,
Okropnymi zębami jeżący się pas cnoty,
Ryba młot, nisko sklepiony hełm,
No i czas, to jest podział na będzie i było.
Gloria, gloria śpiewają istniejące rzeczy.
To słysząc, Mozart siada za piano forte
I komponuje muzykę, która już była gotowa
Wcześniej niż on sam urodził się w Salzburgu.
Gdyby tylko to wszystko trwało. Ale gdzież tam.
Mieni się, mija, krąży w bańce mydlanej
Razem z inwokacją Niebian do śmiertelnych:
"O lekkie plemię, jakże się nad tobą nie litować!
Twoje kolorowe szmaty, twoje tańce,
Niby to wyuzdane a tylko żałosne,
Lustra w których zostaje twarz z kolczykami,
Malowane powieki, rzęsy ułudne.
Tak nie mieć nic prócz miłosnego święta!
Jaka słaba obrona przeciw otchłani!"
A słońce wschodzi i słońce zachodzi.
A słońce wschodzi i słońce zachodzi.
Kiedy oni biegają, biegają.
Widać tak rozumieli tę kwestię, choć może Hawking usłyszał więcej niż było faktycznie powiedziane jeśli wziąć pod uwagę, że podczas pontyfikatu poprzedniego papieża co roku odbywały się w Watykanie sympozja dotyczące kosmologii a naukowcy związani z papieskimi instytucjami naukowymi zajmowali się próbami kwantowania grawitacji.leszek wojas pisze:Z tego cytatu wynikałoby raczej, że dla papieża model Wielkiego Wybuchu był dowodem czy też argumentem potwierdzającym akt stworzenia a dla Hawkinga jego model był argumentem przeciwko aktowi stworzenia.
Tyle, że ja nie mówię o tym co np. 'wydaje mi się, że tak mogłoby być fajnie". Wskazuje na istnienie innych, równorzędnych możliwości.jw pisze:Tutaj rodzi się pytanie czy stwórca może odstąpić od swej woli, dzięki której tworzy i tym samym umożliwić stworzeniu samostwarzanie podług woli stworzenia?
Podobnie jak Avatamsaka czy Brahmajala jakże bogate w wizje rzeczywistości, modele i metaforyjw pisze:A mimo tego traktaty teologiczne, jak powstawały, tak powstają, bo różni dociekliwi i obdarzeni wielką wyobraźnią piszą je i piszą...
Nie zgadzam się ponieważ stwarzanie można rozumieć nie tylko jako akt, ale również jako relację.jw pisze:Stwórca, stwarzanie czy stworzenie to również słowa, które nie posiadają prawdziwego znaczenia, jeśli wyciągnąć spod nich podpórkę, którą jest pojęcie czasu.
Bezzasadność czy bezsilność wobec ograniczeń intelektu?jw pisze:Ale czy to, co właśnie napisałeś nie pokazuje dokładnie bezzasadność samego postawienia leibnizowego pytania, w którym w ogóle pojawiło się odniesienie do "nicości"?
Więc możemy przeformułować to pytanie na równoważne: "dlaczego w ogóle coś się zdarza?"Ricard pisze:kiedy Leibniz zadawał sobie pytanie “dlaczego istnieje coś, a nie nic”, opierał się na przypuszczeniu, że naprawdę coś jest. Trzeba więc zacząć od pytania o istnienie obiektywnej rzeczywistości.
Być może miał rację a być może był tylko wyrazicielem popularnego wśród ludzi poglądu, że jeżeli czegoś nie rozumiem to tego nie majw pisze:To pragnienie zajrzenia za kurtynę tzw. codziennych pozorów jest zadziwiające
I być może miał rację Stachura pisząc w "Fabula Rasa" o "najbardziej pustym i próżnym pytaniu"?
Wydaje mi się, że spokojnie mógłbym przytoczyć ten cytat w obronie stanowiska, którego Ty raczej nie broniszjw pisze:Znalazłem kiedyś bardzo fajną wypowiedź Davida Bohma, który odniósł się do tej kwestii niezwykle poruszająco:
i chciałbym tu właśnie wrócić do zasadniczej chyba treści tego wątku - możliwości wspierania swych poglądów metafizycznych osiągnięciami nauki (przynajmniej ja szedłem głównie tym nurtem). Cytujesz dużo z książki Ricarda, która proponuje pewne konkretne założenia do interpretacji osiągnięć nauki. Pięknie. Kłopot (jak dla mnie, nie jest to wszakże żaden kłopot) w tym, że przyjmując inne założenia, również otrzymamy spójny obraz W każdym przypadku dochodzimy jednak w końcu do ściany i sięgamy po takie uwagi jak zacytowana przez Ciebie wypowiedź Bohma...Wydaje mi się, że spokojnie mógłbym przytoczyć ten cytat w obronie stanowiska, którego Ty raczej nie bronisz
I to w sumie tyle ode mnie w tym temacieRozwiązanie zagadki życia w czasie i przestrzeni leży poza czasem i przestrzenią. (...)
Nie to, jaki jest świat, jest tym, co mistyczne, lecz to, że jest. (...)
Czujemy, że gdyby nawet rozwiązano wszelkie możliwe zagadnienia naukowe, to nasze problemy życiowe nie zostałyby jeszcze nawet tknięte. Co prawda, nie byłoby już wtedy żadnych pytań; i to jest właśnie odpowiedź. (...)
Jest zaiste coś niewyrażalnego. To się uwidacznia, jest tym, co mistyczne. (...)
Generalnie zamotana sprawajw pisze:http://pl.wikipedia.org/wiki/Wieczny_powr%C3%B3tWikipedia pisze:Ilość możliwych zmian jest skończona, dlatego prędzej czy później ten sam stan materii powtórzy się.
Niekoniecznie Wszechświat i zamieszkujące go istoty wraz z wyborami, jakich dokonują nie są jednak prostą kostką do gry. Z buddyjskiej perspektywy można na to spojrzeć tak: gdyby w przeszłości wydarzyło się już wszystko, to również musiałaby wydarzyć się sytuacja, w której wszystkie istoty są oświecone, a ponieważ oświecenie nie jest stanem, który można utracić i zarazem w tej chwili nie wszyscy są oświeceni, zatem przynajmniej ta jedna sytuacja, kiedy wszyscy są już urzeczywistnionymi buddami jeszcze się nie wydarzyła
http://www.buddyzm.edu.pl/cybersangha/page.php?id=29Ole Nydhal pisze:Jeśli śledzicie rozwój nauki, zapewne wiecie, że naukowcy w warunkach laboratoryjnych rozbili najmniejsze atomy, cząstki, kwarki [ ] i inne części materii. W czasie innych doświadczeń całkowicie opróżnili pewne kapsuły, ich przestrzeń, z materii i ku ogromnemu zdziwieniu, bez żadnej przyczyny, materia zaczęła ponownie się tam pojawiać. Wszystko to zgadza się z tym, co Budda mówił 2500 lat temu: "Pustka jest formą, forma jest pustką. Pustka i forma są od siebie nieoddzielne". Tak to właśnie jest.
Hmm, chciałbym to tak powiedzieć żeby tu nikt nie poczuł się urażony. Chyba nie wiem za bardzo co to jest ,,sama fizyka”. Moim zdaniem fizykę tworzą fizycy. Jeśli sami fizycy wypowiadają się w kwestiach filozoficznych czy nawet teologicznych w związku z jakimiś odkryciami w fizyce to jest to następnie przez ,,laików” traktowane jako część fizyki i automatycznie ,,podłączane” do fizyki. W kwestiach filozoficzno-teologicznych wypowiadał się i Galileusz i wypowiadali się też fizycy współcześni. Jeśli na przykład Galileusz, w kontekście propagowanej przez siebie heliocentrycznej teorii Kopernika twierdził, że jeśli tekst Biblii stoi w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem to należy go traktować jako alegorię albo Hawking stwierdzał, że w jego modelu nie ma miejsca na akt stworzenia, to są to wypowiedzi o charakterze światopoglądowym. Myślę, że trudno jest uniknąć ,,całkowitej neutralności” w momencie kiedy szuka się filozoficznych interpretacji dla nowych pojęć i odniesienia ich do rzeczywistości. Tak właśnie było w przypadku Ogólnej Teorii Względności i fizyki kwantowej. Co by nie mówić, to jednak obie te teorie zatrzęsły światopoglądami a ich filozoficzne konsekwencje jeszcze do dzisiaj nie są do końca wyjaśnione. Tak więc mnie osobiście nie dziwi, że wielu ludzi interesują właśnie te odniesienia do rzeczywistości bo sama fizyka jest dla zdecydowanej większości ludzi całkowicie niedostępna ze względu na swój sformalizowany matematyczny język. Ludzie chcieliby wiedzieć co ta nowo powstała dziedzina fizyki mówi nowego o rzeczywistości i na ogół powtarzają to (często bez zrozumienia) co mówią na ten temat sami fizycy tworząc ewentualnie jakieś własne kompilacje tych wypowiedzi. Inną kwestią jest, że dość często opinie różnych fizyków są wykorzystywane jako ,,zbrojna oręż” w dyskusjach światopoglądowych. Reasumując, żeby zagwarantować fizyce ,,całkowitą neutralność” należałoby zadbać o to by sami fizycy stali się neutralni światopoglądowo i nie szukali odniesień swoich odkryć do tak zwanej rzeczywistości. Tak na marginesie, to zdaje się, że do światopoglądowej neutralności fizyków jest już całkiem niedaleko bo z tego co czytałem to dziewięćdziesiąt parę procent fizyków z Amerykańskiej Akademii Nauk deklaruje się jako ateiści.airavana pisze:Starałem się zwrócić uwagę na wielką dowolność tych interpretacji oraz na fakt, że sama fizyka zachowuje względem tych, zależnych od światopoglądu, interpretacji całkowitą neutralność.
Nie ma takiej potrzeby Właśnie sam to - w powyższym poście - skorygowałeśleszek wojas pisze:Czy mogę prosić moderatora o drobną korektę?
Wszelki duch...a cóż to za nocna zjawa?! Robisz nocny obchód forum? Czy to jawa, sen czy...może śnienie?kunzang pisze:Nie ma takiej potrzeby Właśnie sam to - w powyższym poście - skorygowałeśleszek wojas pisze:Czy mogę prosić moderatora o drobną korektę?
Żadna zjawa - kot... zwykły kotleszek wojas pisze:Wszelki duch...a cóż to za nocna zjawa?!
Od latleszek wojas pisze:Robisz nocny obchód forum?
Dobre pytanie Stawiam na jawę - w śnieniu mam inny komputerleszek wojas pisze:Czy to jawa, sen czy...może śnienie?
Wiele tu zależy od sposobu wypowiedzi oraz właściwego oddzielenia informacji fizycznej od własnej, podyktowanej prywatnym światopoglądem lub poczuciem estetyki. interpretacji filozoficznej. Jeśli sięgnąć do podręczników teorii fizycznych, to kwestie filozoficzne pojawiają się tam rzadko, a jeśli są to w wyraźnie wydzielonych rozdziałach - nawet podręczniki pisane w Związku Radzieckim zahaczały z reguły o kwestie światopoglądowe jedynie we wstępach (a wstępy te bywały wielce pocieszne - zwłaszcza obszerne cytaty z przemówień zjazdowych KPZR).leszek wojas pisze:Jeśli sami fizycy wypowiadają się w kwestiach filozoficznych czy nawet teologicznych w związku z jakimiś odkryciami w fizyce to jest to następnie przez ,,laików” traktowane jako część fizyki i automatycznie ,,podłączane” do fizyki.
Jako pierwszy sformułował taką myśl (dosłownie i wyraźnie) św. Augustyn. Szkoda, że hierarchowie kościelni nie zawsze dokładnie czytali ojców założycieli własnego kościoła... Pozwoliłoby to na uniknięcie wielu, często tragicznych, nieporozumień w przeszłości.leszek wojas pisze:Jeśli na przykład Galileusz, w kontekście propagowanej przez siebie heliocentrycznej teorii Kopernika twierdził, że jeśli tekst Biblii stoi w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem to należy go traktować jako alegorię
Moim zdaniem jest to robione nagminnie i prawie zawsze w sposób nieuzasadniony. Przepaść między 'pierwszą linią' nauki a informacją na ten temat w społeczeństwie jest olbrzymia i, niestety, powiększa się...leszek wojas pisze:Inną kwestią jest, że dość często opinie różnych fizyków są wykorzystywane jako ,,zbrojna oręż” w dyskusjach światopoglądowych.
Fizycy nie muszą się stać neutralni światopoglądowo - w/g mnie to jest nawet niemożliwe. Wystarczy, że będą uczciwie rozdzielać fizykę (zbiór matematycznych modeli, które lepiej lub gorzej pozwalają przewidywać wyniki eksperymentów) od swoich interpretacji fizyki (poglądu na to jak te modele faktycznie odnoszą się do rzeczywistości).leszek wojas pisze:Reasumując, żeby zagwarantować fizyce ,,całkowitą neutralność” należałoby zadbać o to by sami fizycy stali się neutralni światopoglądowo i nie szukali odniesień swoich odkryć do tak zwanej rzeczywistości.
Jak dla mnie to o niczym nie świadczy. Nie wykluczam, że jest to wręcz kontrargument, tzn. przesłanka by sądzić, że pewien światopogląd (ateistyczny) zyskał zdecydowaną przewagę a bardzo mocno wątpię czy ten ateizm jest w każdym przypadku należycie przemyślany i uzasadniony.leszek wojas pisze:Tak na marginesie, to zdaje się, że do światopoglądowej neutralności fizyków jest już całkiem niedaleko bo z tego co czytałem to dziewięćdziesiąt parę procent fizyków z Amerykańskiej Akademii Nauk deklaruje się jako ateiści.
z perspektywy przyrodniczego poznania świata naturalnym światopoglądem jest agnostycyzm – przekonanie, że nie można ostatecznie odpowiedzieć na pytanie czy Bóg istnieje gdyż świat który nauka bada może bez problemów istnieć bez świata nadprzyrodzonego
Cały artykuł:Tak naukowiec jak i teolog poszukuje na różnych drogach prawdy o świecie, o sobie. Te dwa sposoby poznawania świata w praktyce mogą współistnieć na zasadzie pokojowej koegzystencji – nauka nie powinna lansować ateizmu jako jedynego światopoglądu naukowego, natomiast religia nie powinna się programowo włączać w krucjaty ewangelizacji. To czy człowiekowi jest czy nie jest egzystencjalnie potrzebna metafizyka, religia, czy przeżywa dramatycznie tajemnice swojego bytu bierze się z materii jego indywidualnego życia i jest rozwiązywane różnie w sercach i umysłach ludzi. Moja konkluzja to nadzieja że postawa religijna i naukowa, światopogląd ze sferą metafizyki i bez świata nadprzyrodzonego będą obok siebie koegzystować pokojowo.
kunzang pisze:Dobre pytanie Stawiam na jawę - w śnieniu mam inny komputerleszek wojas pisze:Czy to jawa, sen czy...może śnienie?
Po prostu wskazuję pewną możliwość, jak można się odnieść do możliwości, które sam przedstawiaszairavana pisze: Tyle, że ja nie mówię o tym co np. 'wydaje mi się, że tak mogłoby być fajnie". Wskazuje na istnienie innych, równorzędnych możliwości.
A jakże! Jak to ujął IX Karmapa odnosząc się do zarówno buddyjskich, jak i nie-buddyjskich filozofii: "jedynie opisy" oraz "chwilowe, ograniczone poglądy".airavana pisze:Podobnie jak Avatamsaka czy Brahmajala jakże bogate w wizje rzeczywistości, modele i metafory
airavana pisze:Można się teraz zapytać po co się tworzy te modele, wizje i metafory. Może po to, by ludzi o pewnym typie umysłowości skłonić do praktyki danej religii?
Relacja zachodzi jeśli pomiędzy A i B istnieje jakiś rodzaj łączności, związku. To oznacza, że A i B nie mogą być względem siebie doskonale autonomiczne, ponieważ nie byłoby niejako wspólnej im obu "płaszczyzny porozumienia", na której ta relacja mogłaby się realizować (niezależnie od tego, czy byłaby to relacja jedno- czy dwukierunkowa). Nie byłoby przepływu informacji, ponieważ doskonale autonomiczny byt nie ma ani dostępu do informacji "na zewnątrz" siebie, ani nie może przekazać "na zewnątrz" niczego ze swojego "wnętrza". Zatem, by relacja zaistniała A i B nie mogą być wobec siebie doskonale autonomiczne. Jaki więc jest charakter istnienia tego, co wchodzi ze sobą w relację, jak też samej relacji? Jaki jest charakter granicy, którą wytyczamy pomiędzy A i B, a także relacji, poprzez którą próbujemy to A i B spoić, jeśli nie pozorny? Czyli A i B to nadal słowa, które nie mają prawdziwego znaczenia.airavana pisze:Nie zgadzam się ponieważ stwarzanie można rozumieć nie tylko jako akt, ale również jako relację.jw pisze: Stwórca, stwarzanie czy stworzenie to również słowa, które nie posiadają prawdziwego znaczenia, jeśli wyciągnąć spod nich podpórkę, którą jest pojęcie czasu.
XIV Dalajlama pisze:Praktykujący buddysta musi zaakceptować pustość jako ważną praktykę. Znam chrześcijańskich braci, którzy żywo interesują się buddyjską filozofią pustości. Myślę jednak, że jeśli uzna się pustość, to nie ma miejsca dla stwórcy czy absolutu. Pustość znaczy, że wszystko jest współzależne. Jeśli się przyjmie taki punkt widzenia, raczej trudno wyznawać ideę wiecznej duszy, absolutu czy Wszechmocnego Boga.
Coś, czyli co?airavana pisze:Więc możemy przeformułować to pytanie na równoważne: "dlaczego w ogóle coś się zdarza?"
airavana pisze:Być może miał rację a być może był tylko wyrazicielem popularnego wśród ludzi poglądu, że jeżeli czegoś nie rozumiem to tego nie ma
Zależy chyba od tego, jak bardzo chcesz bronić to, co uważasz za swoje stanowisko, i jak bardzo chcesz atakować to, co uważasz za czyjeś stanowisko? Albo inaczej: zależy od tego ile dostrzegasz podobieństw, a ile różnic... i co masz akurat w danej chwili większą ochotę skonsumowaćairavana pisze:Wydaje mi się, że spokojnie mógłbym przytoczyć ten cytat [Davida Bohma] w obronie stanowiska, którego Ty raczej nie bronisz
Katastrofa, to może za mocno powiedziane Katastrofę to mają chłopaki w czerwonych szelkach. Ja bym to nazwał po prostu błędem. Parę lat temu zwróciłem na to uwagę tu:airavana pisze: (...) W tym momencie, jesteśmy już tylko o krok od stwierdzenia, że nasz światopogląd czy nasze przekonania religijne są... naukowe. A to jest katastrofa.
Chodziło mi właśnie o rozpoznanie tego stanubooker pisze:Generalnie zamotana sprawajw pisze:Z buddyjskiej perspektywy można na to spojrzeć tak: gdyby w przeszłości wydarzyło się już wszystko, to również musiałaby wydarzyć się sytuacja, w której wszystkie istoty są oświecone, a ponieważ oświecenie nie jest stanem, który można utracić i zarazem w tej chwili nie wszyscy są oświeceni, zatem przynajmniej ta jedna sytuacja, kiedy wszyscy są już urzeczywistnionymi buddami jeszcze się nie wydarzyła
W pewnym sensie ok, aczkolwiek z buddyjskiej półki wadżrajany czy zenu, mamy, że wszystkie istoty już są buddami.
W buddyzmie. Ale żeby przyjąć taki punkt widzenia trzeba przyjąć buddyzm Jak to ujął XIV Dalajlama w przytoczonym cytacie:jw pisze:Zatem w buddyzmie na ostatecznym poziomie nie mamy do czynienia ani z dwoma oddzielnymi bytami (stworzenie i stwórca - autonomiczne względem siebie), ani z jednym bytem, który jest absolutną podstawą dla wszystkich przejawień (stworzenie zawarte w stwórcy, który jest względem niego zarazem transcendentny i immanentny), ponieważ w obu tych ideach pobrzmiewa potrzeba "pochwycenia" CZEGOŚ.
Jeśli się przyjmie taki punkt widzenia
Cokolwiek Rzeknijmy: Umysł.jw pisze:Coś, czyli co?
Eee... no ja to na pewno Po moich analizach i syntezach? Bez ochybyjw pisze:"Skoro czegoś nie rozumiem, zatem to coś nie dość, że istnieje, to ponadto samo jego istnienie musi charakteryzować się czymś wyjątkowym. Jeszcze bardziej wyjątkowym ode mnie. To coś musi być naprawdę czymś potężnym, niedostępnym i tajemniczym, skoro wykracza poza moje zdolności intelektualne... No bo w przeciwnym wypadku, kto, jak kto, ale JA na pewno bym to coś zrozumiał.
Niby tak. Jestem jednak pewien, że zdajesz sobie sprawę, iż naprawdę sporo ludzi czytających takie teksty wyciąga takie wnioski, o jakich mówiłem. Zwłaszcza jeśli mają 'przygotowany teren' poprzez pochłonięcie iluś tam 'racjonalistycznych' publikacji przedstawiających chrześcijaństwo w wersji skrajnie prymitywnej (literalnej interpretacji biblijnego opisu stworzenia świata itp.).jw pisze:Katastrofa, to może za mocno powiedziane Katastrofę to mają chłopaki w czerwonych szelkach. Ja bym to nazwał po prostu błędem. Parę lat temu zwróciłem na to uwagę tu:
Ale niekoniecznie przyjąć w znaczeniu: zostać buddystą. Można również "przyjąć buddyzm" w znaczeniu: tymczasowo poruszać się w ramach buddyjskiego światopoglądu.airavana pisze: W buddyzmie. Ale żeby przyjąć taki punkt widzenia trzeba przyjąć buddyzm
W niektórych szkołach za coś takiego tłuką kijem. Bynajmniej nie po umyśleairavana pisze:Cokolwiek Rzeknijmy: Umysł.jw pisze:Coś, czyli co?
To chyba dobrze dla tych ludzi? Bo tego rodzaju wnioski mogą im dać swego rodzaju poczucie pewności, że praktykują właściwą ścieżkę. A dzięki wytrwałej praktyce mogą z czasem zrozumieć, że "właściwy" oznacza tu: kompatybilny z moimi potrzebami/uwarunkowaniami, dopasowany do charakteru mojej niewiedzy i ograniczających sztywnych poglądów. A wtedy idąc za przykładem IX Karmapy być może zaczną ćwiczyć się w tym, by nie brać "chwilowych, ograniczonych poglądów za solidną prawdę"?airavana pisze: Jestem jednak pewien, że zdajesz sobie sprawę, iż naprawdę sporo ludzi czytających takie teksty wyciąga takie wnioski, o jakich mówiłem.
Na tej samej zasadzie tymczasowo poruszam się w ramach innych światopoglądów w tym wątkujw pisze:Ale niekoniecznie przyjąć w znaczeniu: zostać buddystą. Można również "przyjąć buddyzm" w znaczeniu: tymczasowo poruszać się w ramach buddyjskiego światopoglądu.
W tych samych szkołach się zdarza, że stawiają pałę do dzienniczka za paplanie, że się nie zjawiajw pisze:W niektórych szkołach za coś takiego tłuką kijem. Bynajmniej nie po umyśle
jw pisze:To chyba dobrze dla tych ludzi? Bo tego rodzaju wnioski mogą im dać swego rodzaju poczucie pewności, że praktykują właściwą ścieżkę.
Sądzę, że nadinterpretujesz to, co napisałem. I to bardzo, bardzo mocno.airavana pisze: Nie sposób się zgodzić z tym co mówisz, chyba że chcesz (trudno mi w to uwierzyć), że w pewnych szkołach akceptuje się celowe wprowadzanie ludzi w błąd (w kwestiach, podkreślę, nie związanych bezpośrednio z metodami nauczania Dharmy), by zachęcić ich, wykorzystując ignorancję delikwenta, do praktykowania buddyzmu.
Czy Dalajlamie nie jest znana formuła św. Augustyna "intellige ut credas" ("zrozum, abyś uwierzył")? Czy nie jest mu znane stwierdzenie I Soboru Watykańskiego, które brzmi: "Gdyby ktoś powiedział, że Bóg jeden i prawdziwy, Stworzyciel i Pan, nie da się poznać co do istnienia, z tych rzeczy, które są stworzone, światłem naturalnego rozumu ludzkiego, anathema sit! (niech będzie wyklęty!)"? Czy nie są mu znane słowa Piusa X: "Bóg może być z pewnością poznany i udowodniony"? I wiele, wiele innych cytatów o rozwijaniu/pogłębianiu katolickiej wiary w oparciu o logiczne rozumowanie, których nie zamieszczam, by niepotrzebnie nierozbudowywać niniejszego wpisu...XIV Dalajlama pisze:Z należnym dla innych religii szacunkiem twierdzę, że jedynie w buddyzmie rozwija się w praktykujących wiarę i przekonanie na podstawie logicznego rozumowania.
W oparciu o te punkty uważam, że skłamanie (świadome przedstawienie nieprawdy) w celu wzbudzenia w kimś zaufania do Dharmy i zmotywowania go do praktyki, klasyfikuję do kombinacji intencji i działań nr 3. Zaznaczam, że jest to moje prywatne zdanie.XIV Szamarpa pisze: Zgodnie z naukami Buddy dotyczącymi etyki, istnieją jak sądzę cztery różne kombinacje intencji (celu) i działania. W kolejności od najbardziej negatywnych do najbardziej współczujących są to:
1) Negatywny cel - nieetyczne działanie
2) Negatywny cel - etyczne działanie
3) Pozytywny cel - nieetyczne działanie
4) Pozytywny cel - etyczne działanie
Tak właśnie było.jw pisze:Chyba, że po prostu nie zrozumiałeś tego, co napisałem?
Skoro Ole Nydahl tak łatwo osądza logiczną konstrukcję innych wyznań to może należałoby zwrócić nieco większą uwagę na logiczną konstrukcję jego własnych wypowiedzi. A może jego opinia o innych religiach, podobnie jak jego opinia o fizyce, również powstała w wyniku konsultacji ze stronniczymi lub niedoinformowanymi źródłami?Budda nie obraża jednak zdrowego rozsądku ani dogmatami, ani historiami o brzemiennych dziewicach. Wszystko, o czym mówi, jest logiczne i można tego również doświadczyć.
Z twojego punktu widzenia może to być nieuzasadnione powoływanie się na naukę. Z punktu widzenia kogoś innego może być uzasadnione, skoro nawet Hawking w swoich popularyzatorskich książkach zajmuje się ideologizacją nauki (czy też raczej "unaukawianiem" własnego światopoglądu)... Duchowni wyznań innych niż buddyjskie (także ci, z naukowymi tytułami) również to czynią. Zdaje się, że czyni to każdy, kto wykracza poza ścisłe naukowe ramy i próbuje przełożyć dokonania nauki na światopogląd, jakim kieruje się w życiu.airavana pisze:nie rozumiem dlaczego promować wypowiedzi zawierające nieścisłości, poważne uproszczenia i (świadome lub nieświadome) nieuzasadnione powołania na naukę, nauczyciela buddyjskiego
To prawda, że czyni to wielu i sam dawałem na to przykłady. Z pewnością jednak nie każdy. A już na pewno bardzo niewielu uzasadnia swoje przekonania religijne w taki sposób. A jeśli to robią to na pewno nie w formie: "patrzcie co mówi nauka - a Budda (Jezus, Mahomet, ....) to samo już parę tysięcy lat temu powiedział". Jeśli używa się takich wyrażeń przy jednoczesnych odwołaniach do logiki i obśmiewaniu 'nielogiczności' innych wyznań to należy się liczyć z tym iż u niektórych może wywołać to co najmniej zażenowanie.jw pisze: Duchowni wyznań innych niż buddyjskie (także ci, z naukowymi tytułami) również to czynią. Zdaje się, że czyni to każdy, kto wykracza poza ścisłe naukowe ramy i próbuje przełożyć dokonania nauki na światopogląd, jakim kieruje się w życiu.
Analogia ma się tu nijak do wypowiedzi Ole Nydahla gdyż ograniczenie do zbioru liczb rzeczywistych w matematyce ma swój sens natomiast wypowiedź Ole Nydahla jest po prostu błędna. Jest tak samo błędna jak stwierdzenie, że 2x2=5.jw pisze:Dzieciom w podstawówce do poprawnego wykonywania rachunków z jakimi się spotykają całkowicie wystarcza informacja, że pierwiastek kwadratowy z liczby ujemnej nie istnieje. Te dzieci, które są matematyką zainteresowane bardziej niż pozostałe, kształcąc się dalej w tym kierunku mogą jednak dowiedzieć się o zbiorze liczb zespolonych, w ramach którego twierdzenie nauczane w podstawówce okazuje się nie do końca prawdziwe - ale to wcale nie znaczy, że było/jest one nieprzydatne.
Nie wiem, co jest błędnego w doszukiwaniu się podobieństw pomiędzy buddyjską ideą nierozdzielności pustki i formy, a naukowymi badaniami własności cząstek elementarnych czy pola kwantowego? Chyba, że masz na myśli błędne stwierdzenie o eksperymentalnym podzieleniu kwantów - tu się zgodzę. Więc jeżeli tak bardzo to Ciebie razi, wyślij lamie Ole list z wyjaśnieniami i jakąś interesującą książkęairavana pisze:Analogia ma się tu nijak do wypowiedzi Ole Nydahla gdyż ograniczenie do zbioru liczb rzeczywistych w matematyce ma swój sens natomiast wypowiedź Ole Nydahla jest po prostu błędna. Jest tak samo błędna jak stwierdzenie, że 2x2=5.
Widzę dość zasadniczą różnicę w doszukiwaniu się podobieństw a sugerowaniu, że Budda przewidział to co mówi nauka, którą z kolei interpretujemy z buddyjskiego punktu widzenia i to przyjmując bardzo konkretne założenia co do tego jak rozumieć pustkę i formę.jw pisze:Nie wiem, co jest błędnego w doszukiwaniu się podobieństw pomiędzy buddyjską ideą nierozdzielności pustki i formy, a naukowymi badaniami własności cząstek elementarnych czy pola kwantowego?
airavana pisze:Zdaję sobie sprawę, że tego typu retoryka zawsze znajdzie liczną klientelę, która rzadko kiedy faktycznie zainteresowana jest weryfikacją tego co słyszy. To jest moje prywatne zdanie i nikt nie musi się z nim liczyć
To by fizycy stali się neutralni światopoglądowo jest oczywiście niemożliwe. Natomiast uważam, że fizycy mają obowiązek odnoszenia swoich wyników do rzeczywistości. Słowo fizyka pochodzi od greckiego physis czyli natura. Tak więc fizyka jest w ogólnym sensie nauką o właściwościach natury, nauką badającą naturę w szerokim znaczeniu tego słowa. Jeśli chodzi o różne ,,kontrowersyjne” interpretacje fizycznych wyników, które stoją w sprzeczności z jakimiś filozoficznymi czy religijnymi poglądami czy też powodują filozoficzne czy religijne paradoksy to problem nie musi moim zdaniem stać wcale po stronie fizyki ale może właśnie być po stronie filozofii czy religii, które to dziedziny historycznie rzecz biorąc zawłaszczyły pewne obszary rzeczywistości (należące tak naprawdę do fizyki) tworząc wygodną dla siebie dogmatykę przez którą fizyka musiała się następnie przebijać. Tak więc na przykład Galileusz głosząc poglądy kopernikańskie poparte jego własnymi obserwacjami przeciwstawiał się poglądom uznawanym przez kościół opartych z kolei na poglądach Arystotelesa. Podobnie Hawking twierdząc, że w jego modelu nie ma miejsca na akt stworzenia musi się automatycznie z tego tłumaczyć (oraz przy okazji ze swojego ateizmu) bo ileś tam setek lat obowiązywał pogląd, że akt stworzenia był. Takich przykładów można podać wiele. Większość nowych odkryć w nauce była przyjmowana niechętnie i powściągliwie bo burzyły one pewne ustalone wyobrażenia o świecie. A zmienić ludzkie przyzwyczajenia to chyba jest jedna z najtrudniejszych rzeczy jakie można zrobić.airavana pisze:Fizycy nie muszą się stać światopoglądowo - w/g mnie to jest nawet niemożliwe. Wystarczy, że będą uczciwie rozdzielać fizykę (zbiór matematycznych modeli, które lepiej lub gorzej pozwalają przewidywać wyniki eksperymentów) od swoich interpretacji fizyki (poglądu na to jak te modele faktycznie odnoszą się do rzeczywistości).leszek wojas pisze:Reasumując, żeby zagwarantować fizyce ,,całkowitą neutralność” należałoby zadbać o to by sami fizycy stali się neutralni światopoglądowo i nie szukali odniesień swoich odkryć do tak zwanej rzeczywistości.
To, że tylko 7% procent członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk i 3% członków Royal Society deklaruje się jako osoby wierzące w Boga świadczy moim zdaniem o tym, że dla światowej elity naukowców kwestie religijne nie mają istotnego znaczenia światopoglądowego. Moim zdaniem nie ma powodów by wątpić, że tego rodzaju ankietowe deklaracje co do wyznawanego światopoglądu są przemyślane. Tu chodzi o naukowców z ,,najwyższej światowej półki”. Moim zdaniem stwierdzenie ,,ale czy pan na pewno przemyślał to co pan mówi?” w odniesieniu do tej kategorii ludzi mogłoby być nawet odebrane przez nich jako obraźliwe. Równie dobrze można by pytać: czy pańskie wyniki naukowe są przez pana przemyślane? Mnie osobiście zupełnie nie przeszkadza fakt, że naukowcy ze światowej elity deklarują się jako ateiści a nie na przykład jako buddyści bo uważam, że jest to ich prywatna sprawa której nie mam prawa w żaden sposób kwestionować i na pewno nie zadałbym pytania ,,ale czy to, że nie jesteście buddystami jest przez was wystarczająco dobrze przemyślane?”. Moim zdaniem tym ludziom należy się przede wszystkim szacunek za ich pracę, za ich osiągnięcia naukowe, również z naszej strony bo ta dyskusja (na temat modeli kosmologicznych) może się odbywać właśnie dzięki pracy tego rodzaju ludzi. Tak więc nie jest według mnie w porządku ,,preparować” poglądy wybitnych naukowców na zasadzie: wybieram tylko to co mi odpowiada jako argument którego następnie użyję w dyskusji a pozostałe rzeczy przemilczę albo wręcz potępię to co mi nie odpowiada. Tak naprawdę nie wiemy czy dany naukowiec doszedłby do swoich naukowych wyników gdyby miał inny światopogląd niż miał. Spotkałem jakiś czas temu tekst w internecie napisany przez jakiegoś angielskiego kreacjonistę (o ile dobrze pamiętam to pastora) który z jednej strony powoływał się na Hawkinga w kontekście Wielkiego Wybuchu, że to jakoby potwierdza akt stworzenia (dyskutowaliśmy już o tym w tym wątku) a z drugiej strony stwierdzał: no tak, Hawking jest ateistą ale to dlatego, ze miał matkę komunistkę a w ogóle to jego żona jest wierząca i byli razem w kościele, miejmy nadzieję, że się nawróci. Czyli jest to takie robienie z wybitnego naukowca małego dziecka: on byłby inny, miałby inny światopogląd gdyby nie to, że miał pod górkę do szkoły ale kiedyś i tak zrozumie swój błąd i się nawróci.airavana pisze:Jak dla mnie to o niczym nie świadczy. Nie wykluczam, że jest to wręcz kontrargument, tzn. przesłanka by sądzić, że pewien światopogląd (ateistyczny) zyskał zdecydowaną przewagę a bardzo mocno wątpię czy ten ateizm jest w każdym przypadku należycie przemyślany i uzasadniony.leszek wojas pisze:Tak na marginesie, to zdaje się, że do światopoglądowej neutralności fizyków jest już całkiem niedaleko bo z tego co czytałem to dziewięćdziesiąt parę procent fizyków z Amerykańskiej Akademii Nauk deklaruje się jako ateiści.
Paradoks polega na tym, że to ateiści jako pierwsi zaczęli upatrywać w Wielkim Wybuchu aktu stworzenia czego wcale nie głosił katolik Lemaitre (pisałem o tym wyżej) No i tak się to wszystko kręci...leszek wojas pisze:Hawking twierdząc, że w jego modelu nie ma miejsca na akt stworzenia musi się automatycznie z tego tłumaczyć (oraz przy okazji ze swojego ateizmu) bo ileś tam setek lat obowiązywał pogląd, że akt stworzenia był.
Ano. Tajemnicą nie jest, że ojciec fizyki teoretycznej, Isaac Newton pisał swe "Philosophiæ Naturalis Principia Mathematica", kierując się chęcią udowodnienia, że Bóg stworzył świat...leszek wojas pisze:Tak naprawdę nie wiemy czy dany naukowiec doszedłby do swoich naukowych wyników gdyby miał inny światopogląd niż miał.
Lemaitre być może tak nie twierdził, jednak owym ateistom kibicował sam papież Pius XII upatrując w Wielkim Wybuchu dowód na istnienie Boga Tak z przekonaniem twierdził przed Papieską Akademią Nauk w 1951 roku:airavana pisze: Paradoks polega na tym, że to ateiści jako pierwsi zaczęli upatrywać w Wielkim Wybuchu aktu stworzenia czego wcale nie głosił katolik Lemaitre (pisałem o tym wyżej)
Pius XII pisze: In fact, it seems that present-day science, with one sweeping step back across millions of centuries, has succeeded in bearing witness to that primordial 'Fiat lux' [Let there be light] uttered at the moment when, along with matter, there burst forth from nothing a sea of light and radiation, while the particles of the chemical elements split and formed into millions of galaxies ... Hence, creation took place in time, therefore, there is a Creator, God exists!
Zgadza się - do dzisiaj wielu katolików/chrześcijan twierdzi, że Wielki Wybuch stanowi dowód na istnienie Boga. Powala mnie jednak fakt, że ci chrześcijanie przejęli ten argument od ateistów, którym takie właśnie skojarzenie się nasunęło O stworzeniu nie mówili ani Lemaitre ani Friedman. Samo określenie "Big Bang" zostało ukute przez Eddingtona, który użył go ironicznie, by wyrazić swój stosunek do teorii, która nasuwa mu skojarzenie ze stworzeniem.jw pisze:Tak z przekonaniem twierdził przed Papieską Akademią Nauk w 1951 roku:
Dodam na koniec (bo myślę, że powinienem jeszcze raz podkreślić o co mi w tym wątku cały czas chodzi), że właśnie o to chodzi, że absolutnie nie uważam, że "równie dobrze". Chodzi właśnie o to, że pytanie fizyka o światopogląd/poglądy metafizyczne oraz pytanie go o jego wyniki naukowe to dwie zupełnie różne sprawy.leszek wojas pisze:Równie dobrze można by pytać: czy pańskie wyniki naukowe są przez pana przemyślane?