Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

W poniższym fragmencie rozmowy Andrew Cohena ze Stephenem Batchelorem pojawia się ciekawe moim zdaniem zestawienie dwóch potencjalnie dopełniających się wzajemnie aspektów buddyzmu, mianowicie heroicznego poszukiwania jednostki i struktury tworzącej się tzw. „kultury przebudzenia”. Szczególnie interesującym dla mnie punktem jest akcent kładziony przez Batchelora na fakt, że dominująca na Zachodzie postawa heroiczna „nie docenia, lub ceni w niewystarczający sposób zdolności, które są przyrodzone kreatywnym ludziom – poetom, artystom i innym - tym, którzy mogą nie czuć przyciągania ku intensywnej duchowej praktyce, jednak pomimo tego, w jakiś intuicyjny sposób mają kontakt z innymi możliwościami i formami, takimi które według mnie, także reprezentują prawowite formy praktyki”.

Stephen Batchelor: Chciałbym jeszcze dodać w tym miejscu coś, o czym, jak mi się wydaje wspominałem wcześniej, a mianowicie o „kulturze przebudzenia”. Sądzę, że na Zachodzie istnieje tendencja, która przykłada zbyt wielką wagę do umiejscawiania w centrum uwagi mit heroicznie poszukującej jednostki, który jak wynika z perspektywy historycznej, opiera się na fundamencie tego, że kultura posiada dla niego miejsce, ceni go i wspiera. Rola jaką buddyzm mógłby spełnić w społeczeństwie – inne tradycje również – nie polega na dostarczeniu jakiegoś rodzaju osobistej strategii dla jednostek, a raczej na tworzeniu fundamentu kultury, w której przebudzenie jest uzasadnione, cenione, jasno wyartykułowane i wspierane przez wszystkie sektory społeczne. Myślę również, że pod wieloma względami, jest to o wiele bardziej ważne wyzwanie dla tych z nas, którzy zajmują się tymi ideami, niż ciągłe powracanie ku heroicznym poszukiwaniom jednostki. Oczywiście niektórzy ludzie będą czuli, że jest to dla nich zasadnicza strategia, przy pomocy której reagują na swoje własne egzystencjalne, lub duchowe troski – to nie stanowi dla mnie problemu. Jednak podejście takie w pewien sposób wyklucza, lub stawia na drugim miejscu tych, którzy zainteresowani są tworzeniem struktur umożliwiających rozwój kultury przebudzenia, która miejmy nadzieję, za jakiś nieokreślony czas, dostarczy nam środków, aby przeobrazić tą wysoce materialistyczną i narcystyczną kulturę, w której teraz żyjemy, w kulturę która wspiera takie rodzaje wartości, o których rozmawiamy w tej chwili. 

Andrew Cohen: Można by dojść do wniosku, że jedna z drugą idą w parze. Jednak, jeżeli przynajmniej jakaś liczba nas nie będzie skora, aby w heroiczny sposób całkowicie wykroczyć poza to, co znane, to dokładna wizja tych nowych struktur, nie stanie się wystarczająco klarowna, czyż nie? 

Stephen Batchelor: Tak i nie. Oczywiście, ten element jest konieczny, bez wątpienia. Jednak, równocześnie myślę, że podejście takie nie docenia, lub ceni w niewystarczający sposób zdolności, które są przyrodzone kreatywnym ludziom – poetom, artystom i innym - tym, którzy mogą nie czuć przyciągania ku intensywnej duchowej praktyce, jednak pomimo tego, w jakiś intuicyjny sposób mają kontakt z innymi możliwościami i formami, takimi które według mnie, także reprezentują prawowite formy praktyki. Także ponownie, jest to pytanie dotyczące uzmysłowienia sobie, że cała kwestia przebudzenia, nie koniecznie związana jest z modelem, który ty zdajesz się faworyzować, a mianowicie modelem skoncentrowanym na heroicznym wysiłku jednostki pragnącej pozbyć się wszystkiego co ma, wkraczającej w nieznane, itd., i wszystko to w większości pojmowane jako samotne poszukiwanie. Ten rodzaj postawy, czyli postawy heroicznego poszukiwania, w o wiele większym stopniu ceni sobie transcendencję niż immanencję. To z pewnością konieczne, ale to co jest ważne, to rozpoznanie tego, że przebudzenie jest także czymś immanentnym. Jest to coś, co w pewnym sensie jest już obecne w zwykłym umyśle. I myślę, że właśnie to tutaj artysta czuje się u siebie. Istnieją rodzaje praktyki, różne formy wyrazu tego rodzaju rzeczy, które nie zawężają się do wglądów ludzi, którzy mieli intensywne transcendentne doświadczenia. Myślę, że przebudzenie w naszych czasach wnika w świat poprzez historię, formy kultury, muzyki, literatury i sztuki, które nie są koniecznie nawet świadomie zaangażowane w ten rodzaj heroicznego poszukiwania, ale starają się zwyczajnie wyrazić rodzaj intuicyjnego przeczucia, że istnieje coś jeszcze, coś innego. Tak więc, powiedziałbym, że kultura przebudzenia obejmuje i ceni oba podejścia.
Całość wywiadu tutaj


Pozdrawiam +
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Temat wlasciwie krazy ciagle wokół tego samego: kwestii jezyka, buddyzmu "bez wierzen" i Stephena Batchelora, oswiecenia jako immanencji i „zwyklosci” vs jako doswiadczenia transcendentego a także gdzies w tle majaczy duchowy bypassing.

W przytoczonym wywiadzie nastepujace fragmenty przykuly moja uwage.

http://sites.google.com/site/buddyzmips ... lutnie-nie
AC: Czy proces analizy i kwestionowania, który tak elokwentnie opisałeś prowadzi do odkrycia odpowiedzi – rozmawiamy przecież, jak by nie było, o oświeceniu –, która ma ostatecznie potencjał, aby w końcu wyzwolić? Lub może zwyczajnie prowadzi ona do wewnętrznej pozycji, z której widzi się, że żadna odpowiedź nigdy nie zostanie znaleziona? Czy z twojej perspektywy odpowiedź, której się poszukuje, którą można byłoby nazwać „oświeceniem” lub która jest „oświeceniem”, jest jedynie odkryciem faktu, że nigdy nie będzie się znało odpowiedzi?
SB: Myślę, że powinno się powstrzymać przed wyborem którejkolwiek z obu możliwości i zacząć pytać bez oczekiwania żadnej z nich.
AC: Całkiem słusznie. Jedynym powodem mojego pytania, jest to, że w twojej książce zdajesz się sugerować czasami, że znalezienie ostatecznej lub absolutnej odpowiedzi nie będzie możliwe. Czy taka jest rzeczywiście twoje opinia?
SB: Tak jak powiedziałem, nie sądzę, żeby była to kwestia, w przypadku, której, spekulowanie jest szczególnie pomocne.
AC: Rozumiem to. Chciałem tą kwestię jedynie wyjaśnić, ponieważ zdaje się być ona ukryta za twoim często używanym w książce, i sprawiającym wrażenie ulubionego terminu „konsternacja”. Jeżeli chce się przebudzić, jeżeli chce się być wolnym w odniesieniu do swojego doświadczenia, „niewiedzenie”, o którym mówiłeś jest wtedy odpowiednią postawą. Zastanawia mnie to, czy ta konsternacja, lub niewiedzenie, powinno być końcowym miejscem spoczynku, czy jest ono jedynie środkiem do osiągnięcia celu.
SB: W porządku, to jest dobre pytanie. Preferuję raczej termin „reakcja”, niż „odpowiedź”. Być może jest to dokonywanie niewielkiego semantycznego rozróżnienia, jednak proces kwestionowania, proces przebudzenia, którym mnie interesuje, prowadzi do pewnej reakcji wobec zagadnienia, powiedzmy, dotyczącego narodzin i śmierci. Z mojego doświadczenia wynika, że konsternacja jest czymś, z czym się nie tylko zaczyna, lecz czymś, z czym się faktycznie pozostaje. To jednak nie wyklucza możliwości, bardzo głębokiej i autentycznej reakcji wobec tego, co wprowadza cię w konsternację. Dla mnie termin „odpowiedź”, w szczególności, jeżeli jest ona poprzedzona przymiotnikiem takim, jak „absolutny”, wprowadza element nieodwołalności, z którą czuję się nieswojo, ponieważ jestem głęboko zaniepokojony jakąkolwiek sugestią swego rodzaju statyczności, trwałego stanu, lub pozycji, która pojawia się, jak gdyby, jako ostateczna odpowiedź na tą konsternację. Jestem bardziej skłonny do traktowania konsternacji jako kluczowego źródła autentycznej reakcji wobec życia, śmierci, wobec bycia tutaj – wobec doświadczenia, wobec egzystencji.
Wychodzi na to, ze Batchelor sugeruje, iż woli konsternacje, niż oswiecenie jako bardziej autentyczna odpowiedz na ludzka egzystencje, cokolwiek to znaczy.

Batchelor probuje tez „uczlowieczyc” Budde.

http://sites.google.com/site/buddyzmips ... lutnie-nie
SB: Cóż, faktycznie, myślę, że tak. Naprawdę jest to możliwe, i po raz kolejny powtórzę, że nie chcę wynosić Buddy do miana nadczłowieka. Był on z pewnością doskonałym organizatorem i prawdopodobnie przewodził bardzo zdyscyplinowanej społeczności, ale do mnie zawsze przemawiały zalecenia, które dał pod koniec swojego życia, w których w pewnym sensie powiedział: „Cóż, ja wykonałem swoją robotę. Teraz wasza kolej”.
Batchelor, podobnie jak przedstawiciele szkoly zen „zwykly umysl” – sama jej nazwa sugeruje pochwale wlasnie „zwyklosci” – jest raczej po stronie immanencji i zwyklosci niż oswiecenia jako doswiadczenia transcendentego. Oczywiście jako agnostyk, Batchelor stoi w rozkroku, ma jakby zwiazane rece, nie może postawic kropki nad „i” opowiadajac sie po jednej ze stron opozycji. Jednak czy postawa agnostycka nie jest jednak już stanieciem po stronie zwyklosci ?

Ze staniem w rozkroku nie ma natomiast problemu, już dobrze znany na forum, przedstawiciel szkoly zen „zwykly umysl” - Barry Magid, ktorego zacytuje ponizej.

http://www.shambhalasun.com/sunspace/?p=11537
Barry Magid’s presentation focused on the perfection of every moment in our inner and outer lives just as they are. So often Buddhist practice gets diverted, he said, and people want to become stoic and autonomous — a “stone Buddha” that can’t be hurt by anyone ever again. The real danger, Magid said, is that “we can almost do it.” And the more we deny our wants and needs, the more we believe our practice is becoming deeper. We think we can get rid of our suffering if we can get rid of our vulnerability. But the real outcome of a deep practice, he said, is more vulnerability. In fact, he pointed out, we need to avoid seeing our practice as an effort in escaping or transcending the human condition. “The practice of zazen (sitting meditation) is the practice of leaving everything alone,” he said.
W skrocie – twierdzi on, ze często buddyzm jest wypaczony przez chec bycia stoikiem i „kamiennym Budda”, ktorego nie mozna zranic oraz ze prawdziwym niebezpieczenstwem jest to, ze jest to prawie możliwe. Wskazuje on na nastepujaca pulapke: na zludzenie, ze im wieksze zaprzeczenie naszych potrzeb tym bardziej wierzymy, ze nasza praktyka jest glebsza.

Odnosze wrazenie, ze tak jak Batchelor chcialby pozbawic buddyzmu wiary w odrodzenie zob np. watek Debata nt reinkarnacji: Batchelor vs Thurman [ang]

http://forum.medytacja.net/viewtopic.ph ... lit=debata

Barry Magid chcialby pozbawic buddyzmu zen oswiecenia. Pewnie moglby napisac ksiazke pt.: Buddyzm zen bez kesho (czy bez oswiecenia).

Jeszcze do niedawna myslalem (wsukutek niewiedzy), ze zen jest monolitem a linia podzialu wiedzie miedzy „zwyklym” zenem a nasycona „cudownosciami” wadzrajana.

Teraz widze, ze w zenie jest wiele nurtow. Niektóre – owszem nie wahaja się przed mowieniem o „cudach” zob watek: [video] Mowa Dharmy Andrzeja Steca w Gdańsku 3 sierpnia
http://forum.medytacja.net/viewtopic.php?f=87&t=5875

Inne wola „zwyklosc” jak szkola zen „zwykly umysl”.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Wychodzi na to, ze Batchelor sugeruje, iż woli konsternacje, niż oswiecenie jako bardziej autentyczna odpowiedz na ludzka egzystencje, cokolwiek to znaczy.
Albo można byłoby powiedzieć, że Batchelor bardziej niż 'odpowiedź' jaką przynieść ma oświecenie pojmowane w sposób absolutny, preferuje autentyczną 'reakcje' wobec ludzkiej egzystencji, która dla niego wiąże się z konsternacją/niepewnością. Dla Batchelora konsternacja nie jest buforem dzięki któremu unika się konfrontacji z życiem i śmiercią, nie jest czymś co w skutek „oświecenia” znika i zostawia go w spokoju. Konsternacja/niepokój nie opuszczają go podobnie jak Mara do końca nie opuszcza Buddy. Mara, inaczej mówiąc konsternacja, niepokój, nieprzewidywalność, brak kontroli nad życiem itd., są nieusuwalnie wpisane w ścieżkę na której autentyczna i głęboka reakcja wobec życia – w języku Batchelora „przebudzenie” - jest w faktycznie możliwa.
Cały ten wywiad jest ciekawym przykładem próby sił pomiędzy pozycją buddyjską (Batchelor) i czymś, co można byłoby nazwać neo-vedantą (Cohen). Ten ostatni niemal kompulsywnie próbuje w sposób mniej lub bardziej subtelny 'nagiąć' buddyzm reprezentowany przez Batchelora do pozycji absolutnej, którą Cohen lokuje w idealistycznie brzmiącym słowie „oświecenie”.
Igo pisze:Jeszcze do niedawna myslalem (wsukutek niewiedzy), ze zen jest monolitem a linia podzialu wiedzie miedzy „zwyklym” zenem a nasycona „cudownosciami” wadzrajana.
O związku pomiędzy zen a wadżrajaną ciekawie traktuje Dan Leighton w artykule, o którym wspominałem tutaj.
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Tomek pisze: Dla Batchelora konsternacja nie jest buforem dzięki któremu unika się konfrontacji z życiem i śmiercią, nie jest czymś co w skutek „oświecenia” znika i zostawia go w spokoju. Konsternacja/niepokój nie opuszczają go podobnie jak Mara do końca nie opuszcza Buddy.
Twe powyzsze slowa zainspirowaly mnie do przeczytania Empatia dla diabla

http://sites.google.com/site/buddyzmips ... dla-diabla

Najsmaczniejsze - dla mnie - fragmenty z tego tekstu cytuje ponizej.
Wczesna tradycja jednak, rzeczywiście zachowała poczucie tego, że Budda egzystuje w ciągłym napięciu z tym przeciwstawnym wyobrażeniem, lub cieniem, nazywanym Marą, którego ja rozumiem jako pełne konfliktów człowieczeństwo Buddy. I to prowadzi do mojego założenia – któremu daleko do ortodoksji -, że Mara nigdy nie odchodzi. Pomimo tego, że Budda osiągną pewną wolność, Mara ciągle był gdzieś w pobliżu, szepcząc do jego ucha. Nie wydaje mi się jednak, że Budda był tym zakłopotany. Owszem, był kimś, kto był kuszony, można by również powiedzieć, kimś, kto był pod działaniem myśli i uczuć powstających w jego umyśle, które my nazwalibyśmy „samo zwątpieniem”. To samo zwątpienie pojawia się jako osobowość – jest coś bardzo spójnego w głosie Mary. Przypomina mi głos Szatana z „Raju utraconego” Miltona. Jest podstępny; pełen wielkiej pewności siebie, jak i jednocześnie pełen niepewności, ulega nastrojom od arogancji aż po rozpacz'.

W poemacie Miltona, postać Szatana jest archetypicznym buntownikiem. Moje przypuszczenie jest takie, że Szatan, który buntuje się przeciwko wszechmocnemu, wszechwiedzącemu bogowi, jest atrakcyjny, ponieważ przedstawia coś, co dotyczy naszego człowieczeństwa, naszej niedoskonałości, jednocześnie jest wielki poprzez swoją odwagę i indywidualność.'Mara buntuje się przeciwko oświeceniu' dodaje Batchelor.
I wreszcie fragment najbardziej uroczy:
Mara stanowi tę część nas, która na przykład, kiedy siedzimy w medytacji, nie chce śledzić oddechu.
Zastanawiam sie ile zostalo w Batchelorze z chrzescijanina, skoro tak ochoczo przywoluje poemat Miltona i judechorzescijanskiego Szatana ?

Batchelor jest - jak widac - jak najbardziej swiadom swej "heretyckosci".
Mój sposób myślenia jest świadomie anty ortodoksyjny, ponieważ staram się otworzyć na inny sposób widzenia sytuacji w jakiej jesteśmy. Uważam siebie za buddystę – chociaż niektórzy z moich krytyków mogliby to zakwestionować – jednak nie definiuję siebie czy to intelektualnie, czy duchowo wyłącznie w kategoriach buddyjskich.
Tomek pisze: Cały ten wywiad jest ciekawym przykładem próby sił pomiędzy pozycją buddyjską (Batchelor) i czymś, co można byłoby nazwać neo-vedantą (Cohen). Ten ostatni niemal kompulsywnie próbuje w sposób mniej lub bardziej subtelny 'nagiąć' buddyzm reprezentowany przez Batchelora do pozycji absolutnej, którą Cohen lokuje w idealistycznie brzmiącym słowie „oświecenie”.
Moja wiedza na temat advaity oraz neoadvaity nie jest zbyt duza. Tutaj mozna przeczytac, ze owszem Cohen mocno wszedl w advaite:

http://en.wikipedia.org/wiki/Andrew_Coh ... l_teacher)
Cohen eventually met the Advaita Vedanta master H. W. L. Poonja in 1986. After spending three weeks with Poonja, and having what he claimed was a deep spiritual awakening, Cohen began to teach, with the initial encouragement of Poonja, until a later philosophical disagreement created a split between the two.
Podejrzewam, ze advaita a takze neo-advaita moze nie byc nurtem jendorodnym. Warto by sie pewnie zastanowic na ile poglady Cohena sa reprezentatywne dla advaity i neoadvaity.

Przypuszczam, ze takie postaci z kregow neoadvaity jak Ruper Spira czy czarnoskory guru z Jamajki Mooji niekoniecznie sa "absolutystami". Raczej - wg mojego zrozumienia - stoja mocno po stronie immanencji, "zwyklosci" oswiecenia.

http://non-duality.rupertspira.com/page.aspx
http://video.google.pl/videosearch?hl=p ... CCIQqwQwBA#

http://www.mooji.org/
http://moojiblog.blogspot.com/
http://www.youtube.com/results?search_q ... type=&aq=f

Forget about 'Enlightenment' - Satsang with Mooji - http://www.youtube.com/watch?v=0pS_wPeDxDQ
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

Igo pisze:Zastanawiam sie ile zostalo w Batchelorze z chrzescijanina, skoro tak ochoczo przywoluje poemat Miltona i judechorzescijanskiego Szatana ?

W przypadku Batchelora mamy do czynienia z dość specyficzną sytuacją – w przeciwieństwie do większości buddyjskich konwertytów na Zachodzie, na żadnym, jak twierdzi, etapie swojego życia – szczególnie podczas dzieciństwa - nie został poddany chrześcijańskiej indoktrynacji.

Na ten temat wypowiada się choćby na samym początku tego wykładu. W innym miejscu w cyklu wspomnianych wykładów przyznaje zaś, że jego „dekonstrukcjonizm” jaki stosuje w swoich pracach wobec buddyzmu zawdzięcza sporo inspiracji chrześcijańskiej teologi protestanckiej nurtu liberalnego, której ważnym dla niego przedstawicielem jest Donn Cuppit ...


+
Awatar użytkownika
Intraneus
ex Moderator
Posty: 3671
Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
Tradycja: Youngdrung Bon
Lokalizacja: Pless/Silesia

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Intraneus »

Igo pisze:
Wczesna tradycja jednak, rzeczywiście zachowała poczucie tego, że Budda egzystuje w ciągłym napięciu z tym przeciwstawnym wyobrażeniem, lub cieniem, nazywanym Marą, którego ja rozumiem jako pełne konfliktów człowieczeństwo Buddy. I to prowadzi do mojego założenia – któremu daleko do ortodoksji -, że Mara nigdy nie odchodzi. Pomimo tego, że Budda osiągną pewną wolność, Mara ciągle był gdzieś w pobliżu, szepcząc do jego ucha. Nie wydaje mi się jednak, że Budda był tym zakłopotany. Owszem, był kimś, kto był kuszony, można by również powiedzieć, kimś, kto był pod działaniem myśli i uczuć powstających w jego umyśle, które my nazwalibyśmy „samo zwątpieniem”. To samo zwątpienie pojawia się jako osobowość – jest coś bardzo spójnego w głosie Mary. Przypomina mi głos Szatana z „Raju utraconego” Miltona. Jest podstępny; pełen wielkiej pewności siebie, jak i jednocześnie pełen niepewności, ulega nastrojom od arogancji aż po rozpacz'.

W poemacie Miltona, postać Szatana jest archetypicznym buntownikiem. Moje przypuszczenie jest takie, że Szatan, który buntuje się przeciwko wszechmocnemu, wszechwiedzącemu bogowi, jest atrakcyjny, ponieważ przedstawia coś, co dotyczy naszego człowieczeństwa, naszej niedoskonałości, jednocześnie jest wielki poprzez swoją odwagę i indywidualność.'Mara buntuje się przeciwko oświeceniu' dodaje Batchelor.
I wreszcie fragment najbardziej uroczy:
Mara stanowi tę część nas, która na przykład, kiedy siedzimy w medytacji, nie chce śledzić oddechu.
Tak, to bardzo ciekawe spostrzeżenia Batchelora. Ciekawe jak zinterpretowałby on zmagania bonowskiego Buddy Tonpy Szenraba ze swoim największym wrogiem Czapą. Po wielu nieudanych próbach zwiedzenia lub zniszczenia pojawia się taki motyw:
Teraz (Czapa) zaczął udawać, że również się nawrócił i poprosił Tonpę Szenraba o przyjęcie go na ucznia. W takim właśnie charakterze w dzień jawił się jako ktoś dobry, oddany i posłuszny. Jednak nocą za pomocą czarów złośliwie zamrażał rośliny i drzewa. Udało mu się omamić żony Tonpy Szenraba, ale nie powiodła mu się próba ich uwiedzenia. Przy pomocy magicznej sztuczki udało mu się jednak uwieść najmłodszą z córek, Nełczung. Czapa w przebraniu przystojnego młodzieńca zaprosił ją do swego kraju, a później uwiódł i spłodził z nią dwoje demonicznych dzieci. Z obawy, że jej ojciec przejrzy jego oszustwo i przybędzie zabrać swą córkę do Olmo Lungrink, zakuł ją w kajdany i uwięził w swoim pałacu wraz z dwoma dziećmi.
Szenrab dzięki swym jasnowidzącym mocom wiedział o tym wszystkim i po czasie wyeamanował siebie w postaci wielkiego ptaka garudy, który wyruszył do krainy demonicznego księcia i sprowadził Nełczung do Olmo Lungrink. Po powrocie Nełczung wyznała swoje błędy przed ojcem i złożyła stosowne ofiary w wielu miejscach Olmo Lungrink, dzięki czemu została ustrzeżona od przyszłego odrodzenia w piekle.
[...]
W końcu wszyscy żołnierze opuścili Czapę, a on sam po raz kolejny udawał, że chce zostać uczniem Tonpy Szenraba i towarzyszył mistrzowi i jego orszakowi w drodze do Olmo Lungrink. Tam w dzień słuchał nauk, ale nocą bez żadnej konkretnej przyczyny niszczył różne rzeczy. Przy pomocy czarów zsyłał przymrozki i grad, chcąc zniszczyć plony. Prywatnie mówił ludziom, że Tonpa Szenrab zabił jego dzieci. Nie zaniechał złego postępowania i nadal ciągle myślał o zemście. Pewnego razu namówił nawet poprzez podstęp żonę Szenraba do spalenia nauk mistrza, nauczyciel jednak potrafił odtworzyć je wszystkie za pomocą liter a om hum ram dza.
[...]
Dzięki mocy swej ascezy udało mu się ostatecznie nawrócić króla demonów Czapę Lagringa i jego orszak.
Czyli jeszcze inna droga, poza wspomnianymi przez Batchelora. Bardziej analitycznie - zaprzęgnął Cienia do własnych celów ;)
Radical Polish Buddhism
Igo
Posty: 962
Rejestracja: czw kwie 26, 2007 17:37
Tradycja: Bon i buddyzm tybetański

Re: Buddyjski heroizm a "kultura przebudzenia"

Nieprzeczytany post autor: Igo »

Tomek pisze:W przypadku Batchelora mamy do czynienia z dość specyficzną sytuacją – w przeciwieństwie do większości buddyjskich konwertytów na Zachodzie, na żadnym, jak twierdzi, etapie swojego życia – szczególnie podczas dzieciństwa - nie został poddany chrześcijańskiej indoktrynacji.
Tutaj wtrace mala spekulacje. Slyszalem takie powiedzenie: mozna wyciagnac czlowieka z komunizmu, ale nie komunizm z czlowieka - czy jakos tak. Moze jest tak, ze nawet wychowany calkiem ateistycznie w super laickim kraju, jak np Czechy czy Holandia, czlowiek Zachodu i tak bedzie mial nieswiadomosc umeblowana po chrzescijansku. Moze nieswiadomosc zbiorowa ludzi Zachodu jest zamieszkala przez archetypy czy egregory (a moze memy) chrzescijanskie i konwersja na inny system religiny niewiele tu zmieni. Chyba Jung cos o tym pisal, ze czlowiekowi Zachodu trudno jest praktykowac duchowosc Wschodu.
Tomek pisze:W innym miejscu w cyklu wspomnianych wykładów przyznaje zaś, że jego „dekonstrukcjonizm” jaki stosuje w swoich pracach wobec buddyzmu zawdzięcza sporo inspiracji chrześcijańskiej teologi protestanckiej nurtu liberalnego, której ważnym dla niego przedstawicielem jest Donn Cuppit ...
Zajrzalem sobie do wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Don_Cupitt
Don Cupitt (ur. 24 maja 1934 w Oldham) radykalny teolog anglikański, autor chrześcijańskiego nurtu określanego jako christian non-realizm. W swoich dziełach proponuje kontynuacje zasad etycznych tradycyjnie utożsamianych z chrzescijaństwem jednak z odrzuceniem wiary w istnienie Jezusa czy Boga.
To by sie zgadzalo - Batchelor deklaruje sie jako buddysta, ale bez wierzen, bez reinkarnacji, bez transcendentnego oswiecenia, bez Buddy-nadczlowieka.

Slyszalem o ludziach, ktorzy kieruja sie zdaniem: Jezus - tak, kosciol - nie. Widac Don Cupitt odwrotnie: Jezus - nie, kosciol - tak.

Moze Batchelor po prostu go w tym nasladuje i wyznaje heretycka doktryne: dharma (moze tez sanga) - tak, Budda - nie.

Tutaj znalazlem bardzo ciekawa mysl:
http://www.doncupitt.com/doncupitt.html
Outside the Western tradition, Cupitt has looked mainly to Buddhism. Of his recent books, Emptiness and Brightness (2001) is the most Buddhist. He is a friend of Stephen Batchelor, who is sometimes described as his counterpart within Buddhism.
W skrócie: Cupitt interesuje sie rowniez buddyzmem. Przyjazni sie ze Stephenem Batchelorem, ktory czasami jest nazywany jego odpowiednikiem (kopia) w buddyzmie !

Coz. Kto z kim przestaje.. ;)

Zajrzawszy z kolei tutaj znalazlem kolejny trop::

http://www.doncupitt.com/realism/aboutnonrealism.html
Don Cupitt's philosopy of religion is often described as non-realism, a word which has given rise to much confusion. What Cupitt calls non-realism is very much what Richard Rorty calls 'antirepresentationalism'. In Rorty's words, our beliefs are not copies but tools.
A gdy juz doszlismy do Rorty`ego blisko nam do problemow filozofii jezyka, postmodernizmu i np watku Dharma dekonstrukcji & Drugi Budda http://forum.medytacja.net/viewtopic.php?f=6&t=8930
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”