Dharma a "Zachód"

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Temat-morze, rzecz jasna, ale mnie zależałoby usłyszeć Wasze komentarze dotyczące dość konkretnej sprawy - mianowicie poglądu, w myśl którego wrażliwość czy mentalność tzw. "Zachodu" i rodzaj jakoby fundamentalnie "wschodniej" wrażliwości, w którą nierozerwalnie wpisana jest Dharma albo buddyzm, są z gruntu odrębne i niemożliwe do połączenia; ba, są sobie tak zupełnie obce, że jedno nie ma szans, by zrozumieć czy choćby odrobinę zbliżyć się do drugiego.

Innymi słowy, mamy "Zachód" i "Wschód" i odpowiadające im konstytucje psychiczne człowieka, które nigdy się nie spotkają i nigdy nie poznają - w przypadku "Zachodu", fundamentalnie "chrześcijańska" czy "judeo-chrześcijańska", w przypadku "Wschodu" cholera wie, jaka. Skoro są tak radykalnie i nieprzekraczalnie inne, człowiek "Zachodu" nie ma co próbować angażować się w cokolwiek ze "Wschodu", rzecz jasna - nic nie zrozumie i, co gorsza, nic z tego, co robi nie ma szansy zadziałać. (I, należałoby dodać, gdyby komuś zależało na konsekwencji, vice versa - niech ludzie "Wschodu" trzymają się z dala od tego, co "Zachodnie", bo inaczej sama bieda).

Pogląd modernistyczny do bólu, rozpropagowany przez Junga, Eliadego i Tradycjonalistów - i, wydawało mi się, dokumentnie już martwy: przecież nikt z odrobiną współczesnego humanistycznego wykształcenia nie użyje już takich kategorii jak "Wschód" i "Zachód", dekonstruowanych z pasją od lat sześćdziesiątych, i nikt już nie wierzy w jakąś tam "wrodzoną" mentalną konstytucję kulturową - więcej, nikt już nie próbuje nawet określić, gdzie jedna kultura się kończy, a druga zaczyna, co miałoby być "esencją" kultury, itd. itp.. Żyjemy zresztą w gwałtownie globalizującym się świecie - trudno jest niezauważyć, że Dharma jest na "Zachodzie" od początku wieku i żywiutko rozwija się od przyjazdu Suzukiego, a chrześcijaństwo jest podobno najdynamiczniej rozwijającą się religią w Japonii i Korei . . .

Okazuje się, że brutalnie się mylę: pogląd jest jak najbardziej żywy. Co więcej - i tu dla mnie jest spory szok - wyznawcy owego poglądu to bynajmniej nie tylko katoliccy fundamentaliści czy ci naprawdę twardogłowi z uniwersyteckich profesorów. W miarę regularnie spotykam się ostatnio z dość otwartymi, wydawałoby się, ludźmi, którzy ten kit próbują mi wciskać. Muszą grać o naprawdę wysoką stawkę: niektórzy z nich - moi znajomi, którzy wiedzą, że praktykuję - są w stanie powiedzieć mi w twarz, że oszukuję się tylko, i mydlę sobie i im oczy: to, co chciałbym praktykować jest obce, że strach, i nie mogłoby nigdy nic dać poza zamętem i szkodą. I nie ma rozmowy: mają rację, wiedzą, że mają rację, mówią, że mają rację: no pasaran.

Jak wygląda to u Was? Często spotykacie się z takimi poglądami? Czy, jeśli głoszą je Wasi znajomi albo przyjaciele, próbujecie dyskutować? Jakie są wyniki takich dyskusji? Bedą strasznie wdzięczny za odpowiedzi.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Chayen
Posty: 13
Rejestracja: sob maja 02, 2009 14:12
Płeć: kobieta
Tradycja: Karma Kamtzang

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Chayen »

Słyszę to wciąż, od rodziny, znajomych. Nie wiem, na ile to wynika z rzeczywistych poglądów a ich osobistego strachu, przed tym, czego nie znają. Zawsze kiedy próbuję rozmawiać, odpowiedź jest krótka: "w końcu zmienisz zdanie" . :|
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Chayen pisze:Słyszę to wciąż, od rodziny, znajomych. Nie wiem, na ile to wynika z rzeczywistych poglądów a ich osobistego strachu, przed tym, czego nie znają. Zawsze kiedy próbuję rozmawiać, odpowiedź jest krótka: "w końcu zmienisz zdanie" . :|
Wow. Twarde. Mogę spytać, jak sobie z takimi wypowiedziami radzisz - tj., co odpowiadasz?
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Awatar użytkownika
Damian907
Posty: 809
Rejestracja: pn paź 13, 2008 15:44
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Ta sama co na początku.
Lokalizacja: Kielce

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Damian907 »

Witam,
Byłem (i jestem) na wielu forach i spotykam się z takimi opiniami, choć raczej nie pochodzą one od fundamentalistów (Ci próbują mi narzucić swoją wiarę, twierdząc że "tam gdzie kończy się Buddyzm, zaczyna się chrześcijaństwo", albo że "wiele wcieleń być może rzeczywiście istnieje, ale że nieboszczyk Jezus ją znosi wierzącym", albo inne podobne bzdety).
Twierdzenie które tu podałeś Lwie można przeczytać czasem od New Age`owców, którzy tłumaczą sobie że Buddyzm jest zbyt trudny, że trzeba by pojechać na Wschód, dopiero tam można dogłębnie zrozumieć nauczanie Buddy. Czasem również u zupełnie przeciętnych ludzi pojawia się taka opinia.

Oczywiście tradycje duchowe judeo-chrześcijańska oraz buddyjska opierają się na sprzecznych fundamentach, jak wiadomo z jednej strony Bóg (rzekomy Stwórca), który umarł sam przed sobą, aby samego siebie przebłagać za grzechy ludzi których sam stworzył (wersja katolicka), z drugiej Buddyzm który takiej koncepcji nie zna, wg którego nasze cierpienie jest naszym błędem, a nie darem od Boga (ten "dar" miałby nas jakoby "uszlachetnić").
Jest znacznie więcej różnic, jak np. wrodzona "słabość" człowieka, która nie pozwala mu doświadczyć doskonałości, czy chrześcijańska "mentalność niewolnika", czyli podporządkowanie się nakazom Jahwe.

Różnice pomiędzy tymi dwoma duchowościami nie oznaczają że człowiek z Zachodu nie może przyjąć wschodnich Nauk, a Azjata tych "zachodnich" - chrześcijańskich. Świat jest zbyt skomplikowany aby "odgrodzić" takim nieprzekraczalnym murem ludzi, nie jest to nawet potrzebne. Każdy szuka takich nauk jakie mają mu w jego mniemaniu zapewnić szczęście. Jeśli ktoś uważa że śmierć Jezusa dała mu zbawienie ok, wolna wola. Tak samo jeśli ktoś uważa że Buddyzm jest dla niego odpowiedni, to po prostu wybiera taką drogą.

Zmian nie da się już zatrzymać, wg mnie jednak ciekawszym pytaniem jest do czego takie otwarcie doprowadzi?
Czy Buddyzm zdobędzie Zachód (w jakim stopniu?), czy chrześcijaństwo na Wschodzie to rzeczywiste przekonanie, czy może tylko moda na "bycie Zachodnim".
Znam polskich chrześcijan z Japonii, którzy twierdzą że tam Dharma to jest "system" uznawany za tradycyjny, mało ożywczy, tak trochę jak u nas katolicyzm czy ogólnie chrześcijaństwo.

Pozdrawiam,
Damian
Awatar użytkownika
Damian907
Posty: 809
Rejestracja: pn paź 13, 2008 15:44
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Ta sama co na początku.
Lokalizacja: Kielce

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Damian907 »

Chayen pisze:Słyszę to wciąż, od rodziny, znajomych. Nie wiem, na ile to wynika z rzeczywistych poglądów a ich osobistego strachu, przed tym, czego nie znają. Zawsze kiedy próbuję rozmawiać, odpowiedź jest krótka: "w końcu zmienisz zdanie" . :|
Oni po prostu nie akceptują Twojego (i Naszego ;) ) wyboru, nie przyjmują tego do wiadomości, myślą że to jakaś chwilowa "fanaberia".

Jeśli będziesz konsekwentny w swoich poglądach to powinni z czasem zmienić swoje zdanie.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Damian907 pisze:Twierdzenie które tu podałeś Lwie można przeczytać czasem od New Age`owców, którzy tłumaczą sobie że Buddyzm jest zbyt trudny, że trzeba by pojechać na Wschód, dopiero tam można dogłębnie zrozumieć nauczanie Buddy.
Hmm, ciekawe. Od kogo jak kogo, ale od njuejdżowców w życiu nie spodziewałbym się usłyszeć takich rzeczy :szok:
Damian907 pisze:Oczywiście tradycje duchowe judeo-chrześcijańska oraz buddyjska opierają się na sprzecznych fundamentach, jak wiadomo z jednej strony Bóg (rzekomy Stwórca), który umarł sam przed sobą, aby samego siebie przebłagać za grzechy ludzi których sam stworzył (wersja katolicka), z drugiej Buddyzm który takiej koncepcji nie zna, wg którego nasze cierpienie jest naszym błędem, a nie darem od Boga (ten "dar" miałby nas jakoby "uszlachetnić").
Jest znacznie więcej różnic, jak np. wrodzona "słabość" człowieka, która nie pozwala mu doświadczyć doskonałości, czy chrześcijańska "mentalność niewolnika", czyli podporządkowanie się nakazom Jahwe.
Cholera wie, czy "opierają się na sprzecznych fundamentach". Co zrobisz z sektami gnostyckimi? W I/II w n. e. to, ruchy, które teraz nazywamy "gnostycyzmem" były najgłośniejszymi herezjami w judaizmie i stanowiły jeden z najpopularniejszych nurtów (jeśli po prostu nie najpopularniejszy nurt) w chrześcijaństwie - a Edward Conze, Elaine Pagels i inni naprawdę nie bez powodu spekulują, że to wpływ buddyzmu odpowiedzialny jest za żydowski gnostycyzm i oblicze wczesnego chrześcijaństwa. Nic z tego, o czym piszesz powyżej w gnostyckich tekstach nie znajdziesz.

Zresztą cała historyjka o tym, że pomiędzy Europą a tzw. "Wschodem" (tym nieislamskim, znaczy się) przed szesnastym (albo dziewiętnastym) wiekiem były tylko sporadyczne i przypadkowe kontakty, też jest wyssana z palca.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Chayen
Posty: 13
Rejestracja: sob maja 02, 2009 14:12
Płeć: kobieta
Tradycja: Karma Kamtzang

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Chayen »

LewKanapowy pisze:
Wow. Twarde. Mogę spytać, jak sobie z takimi wypowiedziami radzisz - tj., co odpowiadasz?
Mówię "zobaczymy" i staram się nie ciągnąć tematu. :) Chociaż bywa to trudne. Ale nauczyłam się, że czasem nie ma sensu się spierać, bo i tak nic z tego nie wynika. :)
Awatar użytkownika
Damian907
Posty: 809
Rejestracja: pn paź 13, 2008 15:44
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Ta sama co na początku.
Lokalizacja: Kielce

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Damian907 »

LewKanapowy pisze:
Damian907 pisze:Twierdzenie które tu podałeś Lwie można przeczytać czasem od New Age`owców, którzy tłumaczą sobie że Buddyzm jest zbyt trudny, że trzeba by pojechać na Wschód, dopiero tam można dogłębnie zrozumieć nauczanie Buddy.
Hmm, ciekawe. Od kogo jak kogo, ale od njuejdżowców w życiu nie spodziewałbym się usłyszeć takich rzeczy :szok:
Oni nie przedstawiali mi się "Cześć, jestem niuejdżowcem, uważam tak i tak" :D , to bardziej ja intuicyjnie czułem że można ich tak zaklasyfikować, wbrew pozorom to nie są powszechne głosy, być może jest to spowodowane tym że Buddyzm jest po prostu mało znany w Polsce...
LewKanapowy pisze:Edward Conze, Elaine Pagels i inni naprawdę nie bez powodu spekulują, że to wpływ buddyzmu odpowiedzialny jest za żydowski gnostycyzm i oblicze wczesnego chrześcijaństwa. Nic z tego, o czym piszesz powyżej w gnostyckich tekstach nie znajdziesz.

Zresztą cała historyjka o tym, że pomiędzy Europą a tzw. "Wschodem" (tym nieislamskim, znaczy się) przed szesnastym (albo dziewiętnastym) wiekiem były tylko sporadyczne i przypadkowe kontakty, też jest wyssana z palca.
Przede wszystkim aby coś twierdzić musimy mieć do tego mocne podstawy, wiem oczywiście o czasach cesarza Asoki (Asioki, Aszoki zależy jak się tłumaczy) i o misjonarzach wysyłanych do Grecji i o Gandharze, ale o kontaktach dużo późniejszych już znacznie mniej (ale oczywiście z przyjemnością doznam rozwiania mojej ignorancji w tym temacie). Co do samej gnozy, mogła ona powstać pod pewnym wpływem Buddyzmu lub zupełnie niezależnie, nie znam szczegółowo argumentów "za Buddyzmem", ale myślę że z przyjemnością je przedstawisz mnie oraz innym Forumowiczom.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Damian907 pisze:Przede wszystkim aby coś twierdzić musimy mieć do tego mocne podstawy, wiem oczywiście o czasach cesarza Asoki (Asioki, Aszoki zależy jak się tłumaczy) i o misjonarzach wysyłanych do Grecji i o Gandharze, ale o kontaktach dużo późniejszych już znacznie mniej (ale oczywiście z przyjemnością doznam rozwiania mojej ignorancji w tym temacie).
Jeśli chodzi o kontakt Europa - dalszy "Wschód" (bo o tym pisałem, a nie o bezpośredniej relacji buddyzm-Europa) przed XVI w.: nie mam książek pod łapą ani czasu żeby poszperać, więc będzie w skrócie i bez źródeł. Chodzi z grubsza o to, że np. 1) kontakt Europa-kalifaty i inne twory islamskie był stały jeszcze przed wojnami bizantyjsko-arabskimi (i nie polegał bynajmniej tylko na wzajemnym łupaniu się pałą - czego najdobitniej dowodzi historia etosu tzw. miłości dworskiej) - i że równie stały był kontakt miedzy owymi kalifatami a Indiami i Dalekim Wschodem. Na szlakach handlowych Azji mieszały się wszystkie kultury i wszystko to spływało sobie do Europy. 2) Od 500 p. n. e. do 1000 n. e. przynajmniej niejacy radanici - wielka kompania żydowskich kupców - regularnie podróżowali sobie przez Indie do Wietnamu i Chin i z powrotem do Europy; zakłada się, że radanici nie byli wyjątkiem. 3) Od 1000 r. i zamieszek politycznych w Azji tamtych lat aż do XV w. trwały gigantyczne ruchy migracyjne, nie tylko w obrębie Azji, ale także pomiędzy Europą i Azją - stąd mamy Romów, na ten przykład
Damian907 pisze:Co do samej gnozy, mogła ona powstać pod pewnym wpływem Buddyzmu lub zupełnie niezależnie, nie znam szczegółowo argumentów "za Buddyzmem", ale myślę że z przyjemnością je przedstawisz mnie oraz innym Forumowiczom.
Oj, to na zupełnie inny wątek. "Dowody" zresztą nie są historyczne - tzn., da się "dowieść", że był kontakt buddyzm - ludy Azji Mniejszej i basenu Morza Śródziemnego, ale nie ma dowodów historycznych, że buddyzm wygenerował nam "gnostycyzm". Conze i Pagels zestawiają po prostu doktryny i widzą mnóstwo zbieżności.
Chayen pisze:
LewKanapowy pisze:Wow. Twarde. Mogę spytać, jak sobie z takimi wypowiedziami radzisz - tj., co odpowiadasz?
Mówię "zobaczymy" i staram się nie ciągnąć tematu. :) Chociaż bywa to trudne. Ale nauczyłam się, że czasem nie ma sensu się spierać, bo i tak nic z tego nie wynika. :)
Zastanawiam się właśnie, dlaczego trzeba się tu spierać - dlaczego z wieloma ludźmi w tej kwestii nie da się rozmawiać. O jaką stawkę grają?
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

LewKanapowy pisze:Jeśli chodzi o kontakt Europa - dalszy "Wschód" (bo o tym pisałem, a nie o bezpośredniej relacji buddyzm-Europa) przed XVI w.
Trzeba byłoby pewnie sięgnąć do XIII wieku, kiedy to franciszkanin ojciec William z Rubruck przybył (dokładnie w 1254 r.) do Karakoram, stolicy ówczesnej Mongolii, gdzie w trakcie 8 miesięcznego pobytu na dworze potężnego władcy Mongke Khana, spotkał się z Karmą Pakshi, drugą inkarnacją Karmapy ... Patrząc z polskiego podwórka, pamiętać należy w tym kontekście, o choćby bitwie pod Legnicą (1241 r.) - trzeba było tych 'tatarów' jakoś powstrzymać, a jak się siłą nie dało, to należało uruchomić inną strategię – nakłonić Wielkiego Chana by przeszedł na chrześcijaństwo. Notabene podobnymi motywami kierował się Kama Pakshi. Temu się udało – w 1260 roku, następca Mongkego, buddysta Kubilaj Chan założył w Tybecie buddokratyczne państwo ...
LewKanapowy pisze:Zastanawiam się właśnie, dlaczego trzeba się tu spierać - dlaczego z wieloma ludźmi w tej kwestii nie da się rozmawiać. O jaką stawkę grają?
Nie da się, ponieważ „ontologiczny fundament” po jakim kroczy ogromna większość populacji skuteczniej łagodzi podskórny lęk przed 'końcem' – buddyjska fenomenologia tylko ten 'koniec' uwypukla ...

Pomijając buddyzm, Ernest Becker sporo temu problemowi poświęcił uwagi ...

Pozdrawiam +omek
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Tomek pisze:
LewKanapowy pisze:Zastanawiam się właśnie, dlaczego trzeba się tu spierać - dlaczego z wieloma ludźmi w tej kwestii nie da się rozmawiać. O jaką stawkę grają?
Nie da się, ponieważ „ontologiczny fundament” po jakim kroczy ogromna większość populacji skuteczniej łagodzi podskórny lęk przed 'końcem' – buddyjska fenomenologia tylko ten 'koniec' uwypukla ...
Tzn, ów "ontologiczny fundament" raczej skuteczniej spycha lęk do piwnicy? Lęk przed "końcem" i podskórną świadomością "braku" - anicca w rozmowie z kumplami jakoś tam przechodzi (odbierana jak frazesy w stylu: "wszystko, co dobre, szybko się kończy" albo "młodość ma się tylko jedną"), dukha też nie budzi okropnych kontrowersji przy rodzinnym stole, pod warunkiem że tematu się nie drąży ("takie życie", "świat jest podły"), ale anatta jest nie do przełknięcia: aż widać, jak się pocą dłonie.

Tyle że większość osób, z którymi rozmawiałem i które omawiany przeze mnie pogląd wyznawały nie ma pojęcia o trzech znamionach istnienia - nie wie w zasadzie nic a nic o "filozofii" buddyjskiej (czy jakiejkolwiek innej "Wschodniej"): ba, nawet tak wydawałoby się stuprocentowo już zasymilowane sprawy jak joga, Tai Chi czy "taoizm" są przez nich odrzucane na wstępie, bo radykalnie obce, fundamentalnie nie nasze i nieprzeniknione. Z zastrzeżeniem, że joga jest spoko, jak chodzi o to, żeby się popocić i sobie posapać. Byle nawet słowa o tej całej "energii" instruktor nie powiedział . . .

To co, tak łatwo jest rzucić cień na konstrukcję tożsamości? Wystarczy zasugerować, że można - tylko można, nie, że trzeba - wyjść poza tzw. "kulturową tożsamość religijną" (albo, tfu, "filozoficzną"), i już wszyscy wokół robią kupkę w majtki?
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

A czy ten ontologiczny fundament nie jest główną siłą napędową, motorem działania ogromnej masy ludzi? Jeżeli ten fundament się podkopie ze złej strony, siada cała motoryka i chęć do życia. Dopiero od niedawna walczy się z popularną i wygodną, nihilistyczną etykietką na buddyzm. Wdg. mnie nie tyle ludzie robią kupę w majty, co błędnie interpretują anattę osobowości. Słyszę często odpowiedź, że skoro nie ma żadnego "ja" to nie ma sensu nic robić i o nic się starać, okraszone sarkastycznym uśmieszkiem.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Lo'tsa'wa pisze:A czy ten ontologiczny fundament nie jest główną siłą napędową, motorem działania ogromnej masy ludzi? Jeżeli ten fundament się podkopie ze złej strony, siada cała motoryka i chęć do życia.
Odnoszę wrażenia, że jakiekolwiek próba poddania w wątpliwość realności tego fundamentu może coś takiego spowodować - coś takiego, albo wybuch wściekłości. Delikatność i precyzja nie gra tu zbytnio roli - jeśli mogę sądzić po rozmowach, które sam przeżyłem. Jak rzucasz choćby ciutkę cienia na stabilność, "wieczność" czy nawet niezależność "ja", robi się gorąco.
Lo'tsa'wa pisze:Dopiero od niedawna walczy się z popularną i wygodną, nihilistyczną etykietką na buddyzm. Wdg. mnie nie tyle ludzie robią kupę w majty, co błędnie interpretują anattę osobowości.


A może właśnie nie tak całkiem błędnie? Wciąż pamiętam, jaką traumą na pierwszych latach studiów były dla ludzi bardzo potulne tak naprawdę eseiki Barthesa i dekonstrucjonistów - albo zajęcia z komunikacji międzykulturowej, gdzie czytało się teksty podważające uniwersalność emocji czy w ogóle wiarę w uniwersalizm. Nikt z omawianych autorów nie głosił żadnego nihilizmu (w indyjskim rozumieniu słowa) - sam konstruktywizm budził grozę.
Lo'tsa'wa pisze:Słyszę często odpowiedź, że skoro nie ma żadnego "ja" to nie ma sensu nic robić i o nic się starać, okraszone sarkastycznym uśmieszkiem.
o, aż do bólu Po-Mo :hyhy:
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

LewKanapowy pisze:Tzn, ów "ontologiczny fundament" raczej skuteczniej spycha lęk do piwnicy?
Owszem, spycha. Stąd 'siła napędowa i motor działania ogromnej masy ludzi'.

+
Awatar użytkownika
chaon
Posty: 799
Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto Zen
Lokalizacja: Szczecin

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: chaon »

LewKanapowy pisze:Muszą grać o naprawdę wysoką stawkę: niektórzy z nich - moi znajomi, którzy wiedzą, że praktykuję - są w stanie powiedzieć mi w twarz, że oszukuję się tylko, i mydlę sobie i im oczy: to, co chciałbym praktykować jest obce, że strach, i nie mogłoby nigdy nic dać poza zamętem i szkodą. I nie ma rozmowy: mają rację, wiedzą, że mają rację, mówią, że mają rację: no pasaran.

Jak wygląda to u Was? Często spotykacie się z takimi poglądami? Czy, jeśli głoszą je Wasi znajomi albo przyjaciele, próbujecie dyskutować?
Na szczęście moi znajomi i przyjaciele z takimi tekstami nie wyskakują, ale spotkałem się z tego typu rewelacjami podczas dyskusji na necie, np. na forum Frondy. Gdy rozmowa dochodzi do takiego punktu to należy ją od razu urwać bo gadanie z ludźmi którzy są przekonani iż wiedzą co drugi człowiek myśli i czuje lepiej niż on sam, jest jedynie stratą czasu i nerwów.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

chaon pisze:
LewKanapowy pisze:Muszą grać o naprawdę wysoką stawkę: niektórzy z nich - moi znajomi, którzy wiedzą, że praktykuję - są w stanie powiedzieć mi w twarz, że oszukuję się tylko, i mydlę sobie i im oczy: to, co chciałbym praktykować jest obce, że strach, i nie mogłoby nigdy nic dać poza zamętem i szkodą. I nie ma rozmowy: mają rację, wiedzą, że mają rację, mówią, że mają rację: no pasaran.

Jak wygląda to u Was? Często spotykacie się z takimi poglądami? Czy, jeśli głoszą je Wasi znajomi albo przyjaciele, próbujecie dyskutować?
Na szczęście moi znajomi i przyjaciele z takimi tekstami nie wyskakują, ale spotkałem się z tego typu rewelacjami podczas dyskusji na necie, np. na forum Frondy.


Jeśli tylko takie rzeczy od frondzistów usłyszałeś, to i tak potraktowali Cię niewiarygodnie ulgowo :) Takiej "tolerancji" to ja bym sobie od nich życzył na co dzień :)
chaon pisze:Gdy rozmowa dochodzi do takiego punktu to należy ją od razu urwać bo gadanie z ludźmi którzy są przekonani iż wiedzą co drugi człowiek myśli i czuje lepiej niż on sam, jest jedynie stratą czasu i nerwów.
Prawda, ale jeśli słyszy się to od bliskich znajomych? Urwiesz rozmowę, świadomość zostaje - i pojawia się jeszcze ważny temat tabu. Co, IMHO, nie wróży przyjaźni dobrze . . .
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

LewKanapowy pisze:
Lo'tsa'wa pisze:Dopiero od niedawna walczy się z popularną i wygodną, nihilistyczną etykietką na buddyzm. Wdg. mnie nie tyle ludzie robią kupę w majty, co błędnie interpretują anattę osobowości.


A może właśnie nie tak całkiem błędnie? Wciąż pamiętam, jaką traumą na pierwszych latach studiów były dla ludzi bardzo potulne tak naprawdę eseiki Barthesa i dekonstrucjonistów - albo zajęcia z komunikacji międzykulturowej, gdzie czytało się teksty podważające uniwersalność emocji czy w ogóle wiarę w uniwersalizm. Nikt z omawianych autorów nie głosił żadnego nihilizmu (w indyjskim rozumieniu słowa) - sam konstruktywizm budził grozę.
Ja nie rozumiem co do mnie mówisz. :) :th: Mój kontakt z literaturoznawstwem ograniczył się do uciekania przed artykułami Janusza Sławińskiego. Brak informacji na jakiś temat uniemożliwia rozmowę na ten temat. W sumie tak samo jest z buddyzmem. Większość ludzi po prostu nie zna tych wszystkich szczegółów doktrynalnych, nie interesuje ich to, mają inne "hobby" więc nie ma o co i po co podejmować dyskusji. Tolerancyjny status quo uprzejmego niezrozumienia. Dla mnie może być.
Jak ktoś ma w głowie wbity jakiś mylny stereotyp na temat buddyzmu i różnymi metodami próbuje ze mnie ten buddyzm wykorzenić, ośmieszyć, znieważyć; to mi to tylko pomaga. To on ma problem, nie ja. To on mnie atakuje, on się złości, podskakuje, tańczy na rurze. A może taka osoba pomoże mi pojąć tą prawdę, że buddyzm nie jest czymś dla mnie i mnie dzięki temu wyzwoli? :laugh: Ja mam taką naturalną skłonność egoistycznego lenistwa, tzn gdy widzę w polu widzenia coś czego nie lubię, to nic z tym nie robię. Pewnie bym już dawno umarł na przejściu dla pieszych gdyby nie karność wobec prawa. :) Anyway. Jak widzę niemerytoryczne argumenty to moje uszy rejestrują to jako 'blablabla'. Co innego merytoryczny atak na jakieś nieścisłości odnośnie moich poglądów. Wtedy gość wchodzi na moje terytorium i z chęcią podejmuje rozmowę. Mam jednak pewien niesmak gdy ktoś bezmyślnie atakuje doktrynę, trochę mi tu zgrzyta. Ale nie uważam tego za zagrożenia, więc to ignoruje. No może napisałem to tak trochę wyidealizowanie, mam czasem wybuchy gniewu, jasne, ale generalnie taką przyjmuje 'taktyke' ;)

Pozdrawiam
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

Możemy wrócić do tematu błędnego rozumienia Anatty przez Niewiernych? :laugh:
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Dharma a "Zachód"

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Lo'tsa'wa pisze:Brak informacji na jakiś temat uniemożliwia rozmowę na ten temat. W sumie tak samo jest z buddyzmem.
Chodziło mi o to, że wielu poststrukturalistów twierdzi, że "ja" jest konstruktem - tzn., jest arbitralnie wydzielone z jakiegoś continuum (np., tekstu) i mylnie uznane za samoistniejące i trwałe. (Do anatty to tu rzut beretem, IMHO.) Choć nie znajdziesz w pismach tuzów postmodernizmu wiele z indyjskiego nihilizmu, wielu ludziom wystarczy poczytać takie pisma, żeby zacząć się naprawdę niepokoić.
Lo'tsa'wa pisze:Większość ludzi po prostu nie zna tych wszystkich szczegółów doktrynalnych, nie interesuje ich to, mają inne "hobby" więc nie ma o co i po co podejmować dyskusji. Tolerancyjny status quo uprzejmego niezrozumienia. Dla mnie może być.


Jak ktoś nic nie wie, nic nie che wiedzieć, i nie wymądrza się na temat nieprzekraczalnej obcości tego, czego nie zna i nie chce poznać, wszystko (?) jest spoko.
Lo'tsa'wa pisze:Jak ktoś ma w głowie wbity jakiś mylny stereotyp na temat buddyzmu i różnymi metodami próbuje ze mnie ten buddyzm wykorzenić, ośmieszyć, znieważyć; to mi to tylko pomaga. To on ma problem, nie ja. To on mnie atakuje, on się złości, podskakuje, tańczy na rurze.
Jak ktoś z ulicy "próbuje ze mnie ten buddyzm wykorzenić, ośmieszyć, znieważyć", to mnie też to raczej nieszczególnie przeraża. Pisałem głównie o (bliskich) znajomych.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”