Mistrz na kozetce
Moderator: iwanxxx
Re: Mistrz na kozetce
Mój kolega praktykujący od wielu lat Bon, przebywał kiedyś w Japonii i opowiadał, że są tam mistrzowie Zen, którzy po krótkim treningu dają ludziom tzw. certyfikat oświecenia
Znany trener NBA Phil Jackson, który jest uczniem Roshiego Kwonga, nazywany jest mistrzem Zen ale nim nie jest:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Phil_Jackson
Być może w przypadku Nordstroma mamy do czynienia z podobnym przypadkiem. Spróbujcie znaleźć informacje o przekazie.
Znany trener NBA Phil Jackson, który jest uczniem Roshiego Kwonga, nazywany jest mistrzem Zen ale nim nie jest:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Phil_Jackson
Być może w przypadku Nordstroma mamy do czynienia z podobnym przypadkiem. Spróbujcie znaleźć informacje o przekazie.
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Mistrz na kozetce
Certyfikat oświecenia? To chyba jakiś kiepski żart
-
- użytkownik zbanowany
- Posty: 1010
- Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Mistrz na kozetce
GreenTea pisze:Wiesz, konflikty osobowości stają się problemem, gdy zawiodą mechanizmy obronne. Wielu osobom udaje się do końca życia nieźle funkcjonować z głęboko ukrytym konfliktem. Oczywiście z perspektywy psychoterapeuty owo ‘nieźle’ wcale tak nieźle nie wygląda. Ale kto by tam garnął się do tego, żeby perspektywę specjalisty poznać, gdy nie zachodzi taka konieczność, tzn. gdy grunt nie wali się pod nogami. Można by zapytać, ilu praktykujących zen, statystycznie rzecz biorąc, musiałoby w rezultacie wylądować na kozetce z powodu ucieczki przed konfrontacją z własnym konfliktem wewnętrznym? To taka pierwsza refleksja.
Nie tyle chodzi mi o to, jak wielu osobom praktykującym udaje się ‘nieźle funkcjonować’ z głęboko ukrytym konfliktem, ile oto jak wszelkiego rodzaju doświadczenia szczytowe typu ‘czysty umysł’ mogą stać się ukrytym ideałem „schronienia”, kóre ma reprezentować doskonały stan umysłu oświeconego, gdzie wszelkie różnice znikają i gdzie „naprawdę” jest tylko TO! Bynajmniej nie zaprzeczam istnienia tego rodzaju doświadczeń, jednynie twierdzę, że są one przygodnymi efektami praktyki. Nie zintegrowane jednak w szerszy kontekst życia praktykującego, mogą często przyczyniać się do alienowania pewnych obszarów doświadczenia, które (jak agresja lub seks) mogą być ‘na liście’ tych przejawów bycia człowiekiem, które rzekomo stoją na przeszkodzie w drodze do pełnego zrealizowania np. ideału współczujacego, niczym nieskalanego bodhisatvy ... Innymi słowy skwapliwie podsycane ideały czystości mogą owo ‘niezłe funkcjonowanie’ (lub innymi słowy samonienawiść) przedłużać faktycznie w nieskończoność ...
Inną sprawą jest to w jakim stopniu nauczyciele buddyjscy (często z braku przygotowania pod kątem psychologicznym, nie wspominając o nauczycielach pochodzących z obcych kręgów kulturowych) przyczyniają się do promowania tego typu ‘ideologii czystości’, w mniejszym lub większym stopniu legitymizują w ten sposób swoją władzę nad podlegającą im sanghą.
Pozdrawiam +
Re: Mistrz na kozetce
Fakt że ktoś w Japonii przedstawia się jako 'mistrz zen' nie oznacza, że reprezentuje którąkolwiek z oficjalnych szkół zen (soto, rinzai, obaku). Prawo do zakładania związków wyznaniowych w Japonii jest bardzo liberalne - corocznie powstaje tam mnóstwo nowych ruchów religijnych odwołujących się do buddyzmu, shinto i chrześcijaństwa (często naraz). Dla człowieka z zachodu, grupy te są bardzo często kompletnie nieodróżnialne od tradycyjnych szkół buddyjskich. Dobrym przykładem na to jest nowy ruch religijny określający się jako Nenbutsu Shushimsong pisze:Mój kolega praktykujący od wielu lat Bon, przebywał kiedyś w Japonii i opowiadał, że są tam mistrzowie Zen, którzy po krótkim treningu dają ludziom tzw. certyfikat oświecenia
http://www.nenbutsushu.or.jp/,
którego główna siedziba jest doprawdy imponująca:
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Mistrz na kozetce
Jest coś takiego. W książce "Tylko nie wiem" jest list od uczennicy Seung Sahna, która coś takiego otrzymała od któregoś z japońskich mistrzów - certyfikat satori bodajże.LordD pisze:Certyfikat oświecenia? To chyba jakiś kiepski żart
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Mistrz na kozetce
no i w sumie nic w tym dziwnego. skoro mistrzowie sa w stanie zweryfikować, czy ktoś osiągnął oswiecenie, to jaki problem poswiadczyc to na pismie?booker pisze:Jest coś takiego. W książce "Tylko nie wiem" jest list od uczennicy Seung Sahna, która coś takiego otrzymała od któregoś z japońskich mistrzów - certyfikat satori bodajże.LordD pisze:Certyfikat oświecenia? To chyba jakiś kiepski żart
Radical Polish Buddhism
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Mistrz na kozetce
Witam
Pozdrawiam
kunzang
No więc właśnie to aż dziw że jeszcze coś takiego powszechnie nie funkcjonuje Pewnie na przeszkodzie stoi tu brak norm ISO tego się tyczących, albo co... ot, niedopatrzenie z brakiem wprowadzenia powszechnego buddyjskiego certyfikatu oświeceniaIntraneus pisze:no i w sumie nic w tym dziwnego. skoro mistrzowie sa w stanie zweryfikować, czy ktoś osiągnął oświecenie, to jaki problem poswiadczyc to na pismie?booker pisze:Jest coś takiego. W książce "Tylko nie wiem" jest list od uczennicy Seung Sahna, która coś takiego otrzymała od któregoś z japońskich mistrzów - certyfikat satori bodajże.LordD pisze:Certyfikat oświecenia? To chyba jakiś kiepski żart
Pozdrawiam
kunzang
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Mistrz na kozetce
Witam,
temat rzeczywiście ciekawy. Jeśli chodzi o kwestię: czy mistrz zen powinien (z samego tylko faktu bycia mistrzem) być wolnym od problemów natury psychologicznej to jest to moim zdaniem dość złożony problem. Po pierwsze jest to związane z poziomem standardów wymagań potrzebnych do otrzymania przekazu które to standardy mogą być różne. Tak więc, czy tego rodzaju przekaz oznacza tylko, że ktoś otrzymał pozwolenie (rekomendację) do formalnego nauczanie zen – czyli, że ktoś uznał, że posiada on do tego odpowiednie kwalifikacje (doświadczenie, wiedzę, umiejętności formalne)? Czy też również oznacza, że został dogłębnie sprawdzony (,,przetestowany”) pod kątem zgodności jego życia z naukami zen (naukami buddyjskimi)? Czyli, że jego nauczanie i życie prywatne są w 100% zgodne ze sobą.
Po drugie – i to jest moim zdaniem kwestia bardziej podstawowa - jakie są nasze oczekiwania wobec mistrza zen, jakie powinien mieć według nas cechy, jak powinien się zachowywać, co mu przystoi, co mu nie przystoi itd. Moim zdaniem mistrz zen to jest taki ,,wdzięczny” obiekt różnego rodzaju projekcji ze strony swoich uczniów. Najlepiej żeby był kimś w rodzaju Boga-ojca. A jeśli okazuje się że mistrz nie spełnia tych wysokich oczekiwań to jest wielki zawód bo mistrz nie jest taki jak zakładaliśmy, ze będzie ( bo przecież ma przekaz! to powinien być). Osobiście powiem tak, dawno wyrosłem z obrazu mistrza jako doskonałej, niepokalanej istoty, powiem więcej: niewiele mnie obchodzi prywatne życie mistrzów. Mistrz jest dla mnie mistrzem wtedy kiedy potrafi mnie naprawdę czegoś nauczyć. Jeśli widzę, że ktoś potrafi kogoś czegoś cennego, głębokiego nauczyć, że zmienia życie innych ludzi na lepsze to jest to dla mnie prawdziwy mistrz niezależnie od tego czy chodzi na psychoterapię czy tez nie.
temat rzeczywiście ciekawy. Jeśli chodzi o kwestię: czy mistrz zen powinien (z samego tylko faktu bycia mistrzem) być wolnym od problemów natury psychologicznej to jest to moim zdaniem dość złożony problem. Po pierwsze jest to związane z poziomem standardów wymagań potrzebnych do otrzymania przekazu które to standardy mogą być różne. Tak więc, czy tego rodzaju przekaz oznacza tylko, że ktoś otrzymał pozwolenie (rekomendację) do formalnego nauczanie zen – czyli, że ktoś uznał, że posiada on do tego odpowiednie kwalifikacje (doświadczenie, wiedzę, umiejętności formalne)? Czy też również oznacza, że został dogłębnie sprawdzony (,,przetestowany”) pod kątem zgodności jego życia z naukami zen (naukami buddyjskimi)? Czyli, że jego nauczanie i życie prywatne są w 100% zgodne ze sobą.
Po drugie – i to jest moim zdaniem kwestia bardziej podstawowa - jakie są nasze oczekiwania wobec mistrza zen, jakie powinien mieć według nas cechy, jak powinien się zachowywać, co mu przystoi, co mu nie przystoi itd. Moim zdaniem mistrz zen to jest taki ,,wdzięczny” obiekt różnego rodzaju projekcji ze strony swoich uczniów. Najlepiej żeby był kimś w rodzaju Boga-ojca. A jeśli okazuje się że mistrz nie spełnia tych wysokich oczekiwań to jest wielki zawód bo mistrz nie jest taki jak zakładaliśmy, ze będzie ( bo przecież ma przekaz! to powinien być). Osobiście powiem tak, dawno wyrosłem z obrazu mistrza jako doskonałej, niepokalanej istoty, powiem więcej: niewiele mnie obchodzi prywatne życie mistrzów. Mistrz jest dla mnie mistrzem wtedy kiedy potrafi mnie naprawdę czegoś nauczyć. Jeśli widzę, że ktoś potrafi kogoś czegoś cennego, głębokiego nauczyć, że zmienia życie innych ludzi na lepsze to jest to dla mnie prawdziwy mistrz niezależnie od tego czy chodzi na psychoterapię czy tez nie.
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Mistrz na kozetce
się nie śmiej Kunziekunzang pisze:Witam
No więc właśnie to aż dziw że jeszcze coś takiego powszechnie nie funkcjonuje Pewnie na przeszkodzie stoi tu brak norm ISO tego się tyczących, albo co... ot, niedopatrzenie z brakiem wprowadzenia powszechnego buddyjskiego certyfikatu oświeceniaIntraneus pisze:no i w sumie nic w tym dziwnego. skoro mistrzowie sa w stanie zweryfikować, czy ktoś osiągnął oświecenie, to jaki problem poswiadczyc to na pismie?booker pisze:Jest coś takiego. W książce "Tylko nie wiem" jest list od uczennicy Seung Sahna, która coś takiego otrzymała od któregoś z japońskich mistrzów - certyfikat satori bodajże.LordD pisze:Certyfikat oświecenia? To chyba jakiś kiepski żart
otóż normy ISO są, choć nazywają sie inaczej. gdyby nie dało się zweryfikować czyjegoś urzeczywistnienia, to cały system nauk z mistrza na ucznia byłby co najmniej podejrzany. nie miałoby sensu jakiekolwiek wprowadzenie w naturę umysłu, bo nie dałoby się zweryfikować jego skuteczności, itp. itd.
oczywiście powód dla którego nie daje sie certyfikatu na piśmie jest związany z czymś innym, niż z niemożnością zweryfikowania czyjegoś urtzeczywistnienia.
Radical Polish Buddhism
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Mistrz na kozetce
nie tylko mistrz zen, ale każdy mistrz. i nic w tym dziwnego, bo bycie ekranem dla takich projekcji jest jedną z jego ról.leszek wojas pisze:Po drugie – i to jest moim zdaniem kwestia bardziej podstawowa - jakie są nasze oczekiwania wobec mistrza zen, jakie powinien mieć według nas cechy, jak powinien się zachowywać, co mu przystoi, co mu nie przystoi itd. Moim zdaniem mistrz zen to jest taki ,,wdzięczny” obiekt różnego rodzaju projekcji ze strony swoich uczniów. Najlepiej żeby był kimś w rodzaju Boga-ojca.
Rozwój polega na tym, że z czasem zaczynamy te projekcje zauważać i wycofywać. to się też nazywa dorastanie o czym piszesz poniżej:
leszek wojas pisze: Osobiście powiem tak, dawno wyrosłem z obrazu mistrza jako doskonałej, niepokalanej istoty, powiem więcej: niewiele mnie obchodzi prywatne życie mistrzów. Mistrz jest dla mnie mistrzem wtedy kiedy potrafi mnie naprawdę czegoś nauczyć. Jeśli widzę, że ktoś potrafi kogoś czegoś cennego, głębokiego nauczyć, że zmienia życie innych ludzi na lepsze to jest to dla mnie prawdziwy mistrz niezależnie od tego czy chodzi na psychoterapię czy tez nie.
Radical Polish Buddhism
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Mistrz na kozetce
Nie zgadzam się To nie jest jego rola. Te projekcje wynikają wdg. mnie z niewiedzy. Zadaniem mistrza jest usunięcie niewiedzy, która zasłania wrodzoną i nieśmiertelną naturę Buddy każdej istoty.Intraneus pisze:nie tylko mistrz zen, ale każdy mistrz. i nic w tym dziwnego, bo bycie ekranem dla takich projekcji jest jedną z jego ról.leszek wojas pisze:Po drugie – i to jest moim zdaniem kwestia bardziej podstawowa - jakie są nasze oczekiwania wobec mistrza zen, jakie powinien mieć według nas cechy, jak powinien się zachowywać, co mu przystoi, co mu nie przystoi itd. Moim zdaniem mistrz zen to jest taki ,,wdzięczny” obiekt różnego rodzaju projekcji ze strony swoich uczniów. Najlepiej żeby był kimś w rodzaju Boga-ojca.
Rozwój polega na tym, że z czasem zaczynamy te projekcje zauważać i wycofywać. to się też nazywa dorastanie o czym piszesz poniżej:
Pozdrawiam
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Mistrz na kozetce
pisząc o tym, że taka jest jego rola, mam na myśli to, że bycie ekranem jest czymś całkowicie normalnym i nieuniknionym, a nie to, że musi on coś w tym kierunku specjalnie robić.Lo'tsa'wa pisze:Nie zgadzam się To nie jest jego rola. Te projekcje wynikają wdg. mnie z niewiedzy. Zadaniem mistrza jest usunięcie niewiedzy, która zasłania wrodzoną i nieśmiertelną naturę Buddy każdej istoty.Intraneus pisze:nie tylko mistrz zen, ale każdy mistrz. i nic w tym dziwnego, bo bycie ekranem dla takich projekcji jest jedną z jego ról.leszek wojas pisze:Po drugie – i to jest moim zdaniem kwestia bardziej podstawowa - jakie są nasze oczekiwania wobec mistrza zen, jakie powinien mieć według nas cechy, jak powinien się zachowywać, co mu przystoi, co mu nie przystoi itd. Moim zdaniem mistrz zen to jest taki ,,wdzięczny” obiekt różnego rodzaju projekcji ze strony swoich uczniów. Najlepiej żeby był kimś w rodzaju Boga-ojca.
Rozwój polega na tym, że z czasem zaczynamy te projekcje zauważać i wycofywać. to się też nazywa dorastanie o czym piszesz poniżej:
Pozdrawiam
to co piszesz o jego zadaniu, to sie zgadzam
Radical Polish Buddhism
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Mistrz na kozetce
Ale w ten sposób można powiedzieć tylko wówczas, gdy założymy, że wraz z załamaniem i podjęciem terapii nastąpił koniec praktyki. Jeśli jednak spojrzy się na sprawę szerzej i włączy etap terapii do całości doświadczeń mistrza, to czyż nie nastąpiła owa pożądana integracja w szerszym kontekście życia praktykującego? Ok, z pomocą psychoterapii, ale Ty tak jakbyś chciał dodać: ‘na całe szczęście’. Coś mi się w takie przypadkowe szczęście mistrza buddyjskiego nie chce wierzyć. I w końcu, bądźmy szczerzy, uratował Nordstroma zen, psychoanalityk, czy przede wszystkim on siebie sam?Tomek pisze:Bynajmniej nie zaprzeczam istnienia tego rodzaju doświadczeń, jednynie twierdzę, że są one przygodnymi efektami praktyki. Nie zintegrowane jednak w szerszy kontekst życia praktykującego, mogą często przyczyniać się do alienowania pewnych obszarów doświadczenia, które (jak agresja lub seks) mogą być ‘na liście’ tych przejawów bycia człowiekiem, które rzekomo stoją na przeszkodzie w drodze do pełnego zrealizowania np. ideału współczujacego, niczym nieskalanego bodhisatvy ...
Łatwiej myślę o tej całej historii, gdy układam sobie ją w pewien całościowy proces zmierzający ku konkretnej przyszłości. Można zapytać przecież: po co Nordstrom pojawił się u psychoanalityka? Albo bardziej absurdalnie (z pozoru): po co doprowadził do totalnego załamania, co chciał w ten sposób osiągnąć? Ja wiem, wielu odpowie, że załamanie to jest coś, co samo się robi, albo nam robią, że to nie jest ‘narzędzie’ osiągania czegoś, lecz wielka klapa, ewidentna wpadka... No, ja tak jakoś bardziej ufam przyczynowości i celowości działania, poza tym, naprawdę wierzę, że wybrałam sobie rodziców.
pozdrawiam, gt
Ps. To już było moje ostatnie 'tak, ale' w sprawie mistrza
Tomek, sorry, no tak się złożyło, że na powierzchnię wypłynęły mi same wątpliwości
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Mistrz na kozetce
Nazwane na kozetce u psychoanalityka, na egzaminie podczas studiów, w rozmowie towarzyskiej z kumplem, w napisanej przez siebie książce, czy we własnych myślach?amogh pisze:A czy rzeczy nie są właśnie takimi jakimi są nazwane?
A teraz poważniej. Według mnie o tyle nie, że przed nazwą jest jeszcze pojęcie, a przed pojęciem kto tam wie, co jeszcze... Na kozetce u psychoanalityka nazwy są jedynie narzędziem do wydobycia na powierzchnię tego, co nie musi być już nazywane, bo daje się poczuć w ciele. I paradoksalnie, rzeczy wówczas są takimi, jakimi ich nie trzeba nazywać
amogh pisze:Na przykład: skończyła mi się zielona herbata
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Mistrz na kozetce
Na tyle co mi się udało znaleźć http://www.brevardzen.org/mitsunencontent.htmlshimsong pisze: Znany trener NBA Phil Jackson, który jest uczniem Roshiego Kwonga, nazywany jest mistrzem Zen ale nim nie jest:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Phil_Jackson
Być może w przypadku a mamy do czynienia z podobnym przypadkiem. Spróbujcie znaleźć informacje o przekazie.
Tekst mówi iż Maezumi Roshi pragnął aby Roshi Lou Mitsunen Nordstrom został spadkobiercą jego Dharmy aczkolwiek aktualną transmisję Dharmy Nordstrom otrzymał od Tetsugen Roshiego (Bernard Glassman) który otrzymał transmisję Dharmy od Maezumi Roshiego. Jest to linia Harada-Yasutani (Sambo Kyodan)
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
-
- użytkownik zbanowany
- Posty: 1010
- Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Mistrz na kozetce
Gwoli ścisłości, osoba Maezumiego splata trzy linie zen: przekaz dharmy od swojego ojca Hakujuna Kurody, Roshi (Soto), inka od Koryu Osaki, Roshi (Rinzai) plus inka od Yasutaniego (Sambo-Kyodan)booker pisze:[Jest to linia Harada-Yasutani (Sambo Kyodan)
+
Re: Mistrz na kozetce
Może zamiast szukać 'oświeconego mistrza zen' warto rozejrzeć się za nauczycielem religii, który po prostu zna się na buddyzmie i potrafi dobrze przekazać choćby podstawy, na ktorych religia ta się opiera?
-
- użytkownik zbanowany
- Posty: 1010
- Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Mistrz na kozetce
GreenTea pisze:Można zapytać przecież: po co Nordstrom pojawił się u psychoanalityka?
Łatwo się dać wyprowadzić w pole i „zawiesić się” na roli mistrza jaką Nordstrom przybrał i dzięki której funkcjonował w świcie sanghi. Trudniej moim zadaniem wyobrazić go sobie jako podstarzałego, samotnego mężczyznę, który pojawia się w gabinecie psychoanalityka po to, aby:
Jak wynika z tekstu to właśnie to pierwsze było tym najważniejszym pragnieniem jakie nie dawało mu spokoju.By być dostrzeżonym. By być zrozumianym. By być uratowanym w jakiś sposób.
Była to ewidentna pozostałość tego, że czuł się niewidzialny dla swoich rodziców i dziadków, ‘nieodzwierciedlony’ (unmirrored), nierozpoznany jako niezwykłe i wymagające dziecko jakim był. Zen przez jakiś czas zdawał się obracać negatywne doświdczenie bycia niewidzialnym w pozornie pozytywne doświadczenie bycia „nie-ja”. Jednak te wczesne doświadczenia nieświadomie sprzęgły się z obronną postawą bycia przekonanym, że obszedł (bypassed) potrzebę jakiegokolwiek uznania jego osoby – wyobraził sobie, że mógł teraz żyć bez potrzeby, aby jego osobiste cierpienie było kiedykolwiek dostrzeżone. Ale to okazało się złudzeniem i podczas terapii odkrył, jak bardzo pragnął być widzianym i jak bardzo starał się dotychczas skanalizować to pragnienie bycia widzianym w bycie wyjątkowym uczniem, a nie cierpiącym i samotnym człowiekm.Jednym z najważniejszych wniosków, jakie wyciągnąłem w trakcie terapii z Jefferey’em, było odkrycie podświadomego pragnienia, aby głębia mojego cierpienia miała kogoś, kto będzie jej świadkiem.
Pozdrawiam +
Re: Mistrz na kozetce
Z tego co piszesz wynika, że przekaz jest bardzo jasny i to w bardzo mocnej linii.booker pisze: Na tyle co mi się udało znaleźć http://www.brevardzen.org/mitsunencontent.html
Tekst mówi iż Maezumi Roshi pragnął aby Roshi Lou Mitsunen Nordstrom został spadkobiercą jego Dharmy aczkolwiek aktualną transmisję Dharmy Nordstrom otrzymał od Tetsugen Roshiego (Bernard Glassman) który otrzymał transmisję Dharmy od Maezumi Roshiego. Jest to linia Harada-Yasutani (Sambo Kyodan)
Ktoś tu pisał wcześniej, że posiadamy pewne wyobrażenia i oczekiwania na temat Mistrzów, którzy powinni naszym zdaniem być istotami doskonałymi i całkowicie wolnymi od przywiązań i cierpienia.
Jak to jest więc możliwe, że tacy znakomici Nauczyciele jak Ko Bong i Meazumi byli alkoholikami (ten drugi utopił się pijany w wannie), Su Bong nałogowo palił papierosy a Roshi Lou Mitsunen Nordstrom kilka lat chodził do psychoanalityka?
Nie wiem! Chyba najlepiej jednaj mocno praktykować, zostać Mistrzem Zen i wtedy się przekonać
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Mistrz na kozetce
Czyli -o ile dobrze rozumiem- namawiasz mnie bym praktykował po to by utopić się pijanym w wannie? Czy to jest jakaś swego rodzaju żartobliwa prowokacja z twej strony? Jakieś mrugnięcie okiem, by zając się z całą mocą praktyka i nie roztrząsać tego problemu? Zastanawiam się, czy rzeczywiście nie znasz odpowiedzi na to pytanie, czy może uważasz mnie za idiotę?shimsong pisze:Z tego co piszesz wynika, że przekaz jest bardzo jasny i to w bardzo mocnej linii.booker pisze: Na tyle co mi się udało znaleźć http://www.brevardzen.org/mitsunencontent.html
Tekst mówi iż Maezumi Roshi pragnął aby Roshi Lou Mitsunen Nordstrom został spadkobiercą jego Dharmy aczkolwiek aktualną transmisję Dharmy Nordstrom otrzymał od Tetsugen Roshiego (Bernard Glassman) który otrzymał transmisję Dharmy od Maezumi Roshiego. Jest to linia Harada-Yasutani (Sambo Kyodan)
Ktoś tu pisał wcześniej, że posiadamy pewne wyobrażenia i oczekiwania na temat Mistrzów, którzy powinni naszym zdaniem być istotami doskonałymi i całkowicie wolnymi od przywiązań i cierpienia.
Jak to jest więc możliwe, że tacy znakomici Nauczyciele jak Ko Bong i Meazumi byli alkoholikami (ten drugi utopił się pijany w wannie), Su Bong nałogowo palił papierosy a Roshi Lou Mitsunen Nordstrom kilka lat chodził do psychoanalityka?
Nie wiem! Chyba najlepiej jednaj mocno praktykować, zostać Mistrzem Zen i wtedy się przekonać
Re: Mistrz na kozetce
Nie wiedziałem, że zen praktykuje się po to, by zostać mistrzem zen...shimsong pisze:Nie wiem! Chyba najlepiej jednaj mocno praktykować, zostać Mistrzem Zen i wtedy się przekonać
-
- użytkownik zbanowany
- Posty: 1010
- Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Mistrz na kozetce
No cóż, takie są fakty: w sprawie Meazumiego wystarczy zobaczyć choćby tutaj ...Lo'tsa'wa pisze:Czyli -o ile dobrze rozumiem- namawiasz mnie bym praktykował po to by utopić się pijanym w wannie? Czy to jest jakaś swego rodzaju żartobliwa prowokacja z twej strony? Jakieś mrugnięcie okiem, by zając się z całą mocą praktyka i nie roztrząsać tego problemu? Zastanawiam się, czy rzeczywiście nie znasz odpowiedzi na to pytanie, czy może uważasz mnie za idiotę?shimsong pisze:Nauczyciele jak Ko Bong i Meazumi byli alkoholikami (ten drugi utopił się pijany w wannie)
+
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Mistrz na kozetce
Eee? No wiem, na start z szacunku przyjmuje czyjeś słowa za fakty, zakładam, że nie kłamią. Dopiero później to się może zmienić, jak porozmawiam z kimś chwile dłużej.
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Mistrz na kozetce
Odpowiada ten ktoś (pytaniem na pytanie ):shimsong pisze: Ktoś tu pisał wcześniej, że posiadamy pewne wyobrażenia i oczekiwania na temat Mistrzów, którzy powinni naszym zdaniem być istotami doskonałymi i całkowicie wolnymi od przywiązań i cierpienia.
Jak to jest więc możliwe, że tacy znakomici Nauczyciele jak Ko Bong i Meazumi byli alkoholikami (ten drugi utopił się pijany w wannie), Su Bong nałogowo palił papierosy a Roshi Lou Mitsunen Nordstrom kilka lat chodził do psychoanalityka?
Nie wiem! Chyba najlepiej jednaj mocno praktykować, zostać Mistrzem Zen i wtedy się przekonać
a jak to się dzieje, ze genialny artysta jest alkoholikiem czy narkomanem a mimo to tworzy ponadczasowe dzieła? Albo genialny naukowiec czy ogólnie szanowany filantrop który bardzo dużo dobrych rzeczy robi dla innych, w życiu prywatnym zachowują się zupełnie inaczej na przykład w stosunku do własnej rodziny?
Czy jeśli ktoś osiąga wgląd w swoją pierwotną naturę to czy to automatycznie oznacza, że cała jego negatywna karma i wszystkie złe nawyki ulegają momentalnemu wyparowaniu? Czy też wymaga to czasu, pewnego procesu, który musi trwać? A może te nawyki nie są już żadnym problemem dla tej osoby tylko co najwyżej dla osób które postrzegają tę osobę z poziomu swoich wyobrażeń, swoich nawyków. Ale nawet jeśli ktoś ma jeszcze jakąś pracę do wykonania to czy to oznacza, że nie może nauczyć czegoś bardzo cennego innych?
Re: Mistrz na kozetce
Do niczego Cię nie namawiam. Przypuszczam tylko, że o wiele łatwiej jest zrozumieć mistrzowi Zen, kontrowersyjne zachowanie innego mistrza, niż zwykłym uczniom, takim jak my.Lo'tsa'wa pisze:
Czyli -o ile dobrze rozumiem- namawiasz mnie bym praktykował po to by utopić się pijanym w wannie? Czy to jest jakaś swego rodzaju żartobliwa prowokacja z twej strony? Jakieś mrugnięcie okiem, by zając się z całą mocą praktyka i nie roztrząsać tego problemu? Zastanawiam się, czy rzeczywiście nie znasz odpowiedzi na to pytanie, czy może uważasz mnie za idiotę?
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Mistrz na kozetce
Ja jestem niezwykłym uczniem to po pierwsze . Jestem jak przyczajony tygrys. Ukryty smok. Po drugie mistrz też ma dwie ręce, dwie nogi, płuca, przepone, wątrobe, ba, przypuszczam że nawet śledzione. Jest człowiekiem. I może popełniać błędy. Może mieć problemy. Jego kontrowersyjne zachowanie typu utonięcie po pijaku w wannie nie jest jednym z dwunastu czynów Buddy.shimsong pisze:
Do niczego Cię nie namawiam. Przypuszczam tylko, że o wiele łatwiej jest zrozumieć mistrzowi Zen, kontrowersyjne zachowanie innego mistrza, niż zwykłym uczniom, takim jak my.
Pozdrawiam
Re: Mistrz na kozetce
Bo Szim SSN mówiła, że istnieje pewna różnica pomiędzy kompletnym mistrzem który jest kolejną inkarnacją (był już wcześniej oświeconym nauczycielem nawet wiele razy) a mistrzem, który osiągnął to po raz pierwszy. Nauczyciele którzy doszli do tego po raz pierwszy, jeszcze się uczą. Jak wiecie, nie jest jednak łatwo nimi zostaćleszek wojas pisze: Odpowiada ten ktoś (pytaniem na pytanie ):
a jak to się dzieje, ze genialny artysta jest alkoholikiem czy narkomanem a mimo to tworzy ponadczasowe dzieła? Albo genialny naukowiec czy ogólnie szanowany filantrop który bardzo dużo dobrych rzeczy robi dla innych, w życiu prywatnym zachowują się zupełnie inaczej na przykład w stosunku do własnej rodziny?
Czy jeśli ktoś osiąga wgląd w swoją pierwotną naturę to czy to automatycznie oznacza, że cała jego negatywna karma i wszystkie złe nawyki ulegają momentalnemu wyparowaniu? Czy też wymaga to czasu, pewnego procesu, który musi trwać? A może te nawyki nie są już żadnym problemem dla tej osoby tylko co najwyżej dla osób które postrzegają tę osobę z poziomu swoich wyobrażeń, swoich nawyków. Ale nawet jeśli ktoś ma jeszcze jakąś pracę do wykonania to czy to oznacza, że nie może nauczyć czegoś bardzo cennego innych?
-
- użytkownik zbanowany
- Posty: 1010
- Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Mistrz na kozetce
Jan Chozen Bays - spadkobierczyni dharmy po Maezumim - wypowiedziała się o jego piciu w następujący sposób „Na różne subtelne sposoby sprzyjaliśmy jego alkoholizmowi. Myśleliśmy, że był to przejaw oświeconego zachowania. Myśleliśmy, że kiedy będzi pił, ujrzymy pewne cechy roshi’ego, o których nigdy nie wiedzieliśmy. Kiedy był pijany stawał się do bólu szczery. Ludzie celowo szli – każdy to robił – żeby przekonać się co powie lub co zrobi, kiedy będzie pijany. Jak przyszpili ich do ściany”.
+
+
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Mistrz na kozetce
Mistrz Seung Sahn mówił: jeśli wytrwale praktykujesz to karma która jest jak bryła lodu topi się i staje się cieczą, jeśli nadal praktykujesz to woda paruje i ulatnia się. W końcu nie zostaje nic. Każdy ma własną bryłę lodu i pracę do wykonania.shimsong pisze: Bo Szim SSN mówiła, że istnieje pewna różnica pomiędzy kompletnym mistrzem który jest kolejną inkarnacją (był już wcześniej oświeconym nauczycielem nawet wiele razy) a mistrzem, który osiągnął to po raz pierwszy. Nauczyciele którzy doszli do tego po raz pierwszy, jeszcze się uczą. Jak wiecie, nie jest jednak łatwo nimi zostać
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Mistrz na kozetce
Fajnie by było mieć jakiś taki oświeceniometer i zmierzyć na jakim się jest etapie.
Re: Mistrz na kozetce
LordD pisze:Fajnie by było mieć jakiś taki oświeceniometer i zmierzyć na jakim się jest etapie.
Takimi oświeceniometerami są kongany, uważność, odprężenie, nasze działanie oraz miłość i współczucie.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Mistrz na kozetce
Witam
Pozdrawiam
kunzang
To, że się weryfikuje czyjeś urzeczywistnienie, to jest jasnym - a jaki jest powód niedawania pisemnego certyfikatu oświecenia?Intraneus pisze:(...) no i w sumie oczywiście powód dla którego nie daje sie certyfikatu na piśmie jest związany z czymś innym, niż z niemożnością zweryfikowania czyjegoś urtzeczywistnienia.
Pozdrawiam
kunzang
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Mistrz na kozetce
myślę, że powodów może być wiele i mogę sobie tu nad nimi gdybać.kunzang pisze:Witam
To, że się weryfikuje czyjeś urzeczywistnienie, to jest jasnym - a jaki jest powód niedawania pisemnego certyfikatu oświecenia?Intraneus pisze:(...) no i w sumie oczywiście powód dla którego nie daje sie certyfikatu na piśmie jest związany z czymś innym, niż z niemożnością zweryfikowania czyjegoś urtzeczywistnienia.
Pozdrawiam
kunzang
dla mnie już sam fakt, że ktoś chce coś takiego na piśmie, zakrawa na duchowy materializm.
Radical Polish Buddhism
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Mistrz na kozetce
Pytanie po co? rzuciłam w kontekście całościowego procesu zmierzającego ku konkretnej przyszłości. Psychoanalityczny punkt widzenia tutaj nie wystarcza, potrzebne jest ujęcie bardziej ‘systemowe’. Psychoanaliza ulokowała Nordstroma w centrum jego „ja”, nie pozwoliła mu wyściubić nosa poza nie, bo też z poziomu kozetki nic więcej poza „ja” nie da się zobaczyć. I artykuł opisuje to właśnie doświadczenie - doświadczenie z poziomu kozetki. A moje pytanie dotyczyło tak naprawdę całego ‘systemu’ działań (z uwzględnieniem perspektywy czasowej), w których Nordstrom wraz ze swoim otoczeniem wziął udział. Jeśli mistrz w pewnym momencie swego życia poduszkę medytacyjną zamienił na kozetkę to po co? Jeśli szukał wskutek działania ‘nieuleczalnego impulsu’ własnego ‘ocalenia’, to po co? Po co chciał zostać dostrzeżonym, zrozumianym i uratowanym? Po co chciał poczuć własne pragnienia i cierpienie, w dodatku przy świadkach? Czy nie po to, żeby odczuć radość: ‘nie tą bezgraniczną radość oświecenia, lecz wiosenną radość, która przychodzi po zimowym czasie opłakiwania: radość człowieka będącego panem własnego losu’? Czy nie był to jego koan? W którymś momencie padają słowa: ‘tym czego teraz chciał, było kochać życie, które było’. Po co kochać?Tomek pisze:GreenTea pisze:Można zapytać przecież: po co Nordstrom pojawił się u psychoanalityka?By być dostrzeżonym. By być zrozumianym. By być uratowanym w jakiś sposób.
Psychoanalityk na te pytania zapewne odpowie: zobaczymy, po co – życie pokaże.
Podkreślam ten psychoanalityczny punkt widzenia, żeby nie powstało wrażenie, że jak już się na kozetce rozpracowuje własne 'ja', wydobywa zalegające kompleksy, oswaja je i integruje w sobie (co generalnie bardzo rozwija i wspiera harmonijną współpracę ciało-umysł) to nie ma miejsca na przyszłościowe projekty i celowość działania. One zawsze gdzieś są i czekają na realizację we właściwym kształcie i właściwym czasie, nawet w sytuacji totalnego załamania psychicznego. Nie chcę tu powiedzieć, że jestem zwolenniczką mindellowskiego 'sniącego ciała', jednak rzeczywiście, wszelkie symptomy cielesne skłonna jestem traktować jako część większej całości, o wiele większej, niż prywatne "ja".
Pozdrawiam, gt
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Mistrz na kozetce
Postawię pewne pytanie, które moim zdaniem jest ważne czy wręcz kluczowe w tej dyskusji. Czy waszym zdaniem zen czy też ogólniej buddyzm dysponuje odpowiednimi metodami praktyki, odpowiednimi ,,zręcznymi środkami" by wyleczyć kazdą dolegliwość natury psychologicznej (czyli taką która z punktu widzenia psychologii jest tak właśnie postrzegana) po prostu za pomocą praktyki bez uciekania się do ,,nie buddyjskich" metod?
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Mistrz na kozetce
Nieleszek wojas pisze:Postawię pewne pytanie, które moim zdaniem jest ważne czy wręcz kluczowe w tej dyskusji. Czy waszym zdaniem zen czy też ogólniej buddyzm dysponuje odpowiednimi metodami praktyki, odpowiednimi ,,zręcznymi środkami" by wyleczyć kazdą dolegliwość natury psychologicznej (czyli taką która z punktu widzenia psychologii jest tak właśnie postrzegana) po prostu za pomocą praktyki bez uciekania się do ,,nie buddyjskich" metod?
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Mistrz na kozetce
Niebooker pisze:Nieleszek wojas pisze:Postawię pewne pytanie, które moim zdaniem jest ważne czy wręcz kluczowe w tej dyskusji. Czy waszym zdaniem zen czy też ogólniej buddyzm dysponuje odpowiednimi metodami praktyki, odpowiednimi ,,zręcznymi środkami" by wyleczyć kazdą dolegliwość natury psychologicznej (czyli taką która z punktu widzenia psychologii jest tak właśnie postrzegana) po prostu za pomocą praktyki bez uciekania się do ,,nie buddyjskich" metod?
Re: Mistrz na kozetce
Nie wiem!leszek wojas pisze:Postawię pewne pytanie, które moim zdaniem jest ważne czy wręcz kluczowe w tej dyskusji. Czy waszym zdaniem zen czy też ogólniej buddyzm dysponuje odpowiednimi metodami praktyki, odpowiednimi ,,zręcznymi środkami" by wyleczyć kazdą dolegliwość natury psychologicznej (czyli taką która z punktu widzenia psychologii jest tak właśnie postrzegana) po prostu za pomocą praktyki bez uciekania się do ,,nie buddyjskich" metod?
Mistrzyni Zen Aleksandra Porter, gdy była jeszcze uczniem Zen, przez wiele lat cierpiała na mocny lęk przed tłumem. Bała się wsiąść do tramwaju pełnego ludzi i wolała iść pieszo. Po wielu latach praktyki, gdy doświadczyła jedności ze światem i z innymi ludźmi ten lęk całkowicie zniknął.
Mój kolega choruje na bardzo mocną schizofrenię i od wielu lat dość intensywnie praktykuje Zen. Próbował odłożyć leki ale niestety mu się to nie udało. Dzięki praktyce robi duże postępy, czuje się znacznie lepiej, bardziej właściwie reaguje w życiu ale musi łączyć zażywanie lekarstw z medytacją.
Na to pytanie nie można jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ zależy to od tego jak mocno i czy właściwie praktykujemy oraz od naszej karmy.
Re: Mistrz na kozetce
To ciekawe. Do tej pory zawsze słyszałem, że schizofrenia (co dopiero bardzo ciężka) całkowicie uniemożliwia medytację zen. Wyraźnie też ostrzega się przed ewentualnością pogłębienia choroby.shimsong pisze:Mój kolega choruje na bardzo mocną schizofrenię i od wielu lat dość intensywnie praktykuje Zen. Próbował odłożyć leki ale niestety mu się to nie udało. Dzięki praktyce robi duże postępy, czuje się znacznie lepiej, bardziej właściwie reaguje w życiu ale musi łączyć zażywanie lekarstw z medytacją.
Re: Mistrz na kozetce
Osobisty mnich Dae Soen Sa Nima i jego przyjaciel Mu Sang Sunim również jest chory na schizofrenię. Praktykuje Zen od dawna a nawet wspaniale nauczaairavana pisze:To ciekawe. Do tej pory zawsze słyszałem, że schizofrenia (co dopiero bardzo ciężka) całkowicie uniemożliwia medytację zen. Wyraźnie też ostrzega się przed ewentualnością pogłębienia choroby.shimsong pisze:Mój kolega choruje na bardzo mocną schizofrenię i od wielu lat dość intensywnie praktykuje Zen. Próbował odłożyć leki ale niestety mu się to nie udało. Dzięki praktyce robi duże postępy, czuje się znacznie lepiej, bardziej właściwie reaguje w życiu ale musi łączyć zażywanie lekarstw z medytacją.
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Mistrz na kozetce
Psychoterapia ‘reperuje’ ego, a buddyzm wykorzystuje je do odkrycia pustości zjawisk. Paradoksalnie, tylko względnie mocna, zdrowa i dobrze zintegrowana osobowość ‘nie rozleci się’ podczas odkrywania własnej pustości. Mocna nie oznacza tutaj nic szczególnego, czego na co dzień nie udałoby się nam w sobie znaleźć, no ale depresje, psychozy to już widoczny znak osłabionego ego. Zgodzę się z Shimsongiem, że praktyka buddyjska wspiera wzmacnianie i integrowanie osobowości, ale raczej nie można wiele zrobić z tym, co już dojrzało karmicznie i domaga się manifestacji (podobnie, jak w przypadku choroby somatycznej). Potrzebny jest wówczas po prostu lekarz. Jednak buddyzm zna wcale nie tak mało przypadków cofnięcia chorób, medytacje z intencją czyjegoś wyzdrowienia mają przecież właśnie temu służyć. Kiedyś słyszałam, że cofnięcie choroby zależy w dużym stopniu od życzeń własnych i innych osób, od ogólnego poczucia ważności danej osoby dla innych.
Tak naprawdę nie potrzeba wiele zrobić, żeby wzmocnić ego, wystarczy dobrze domknąć granice oddzielające nasze ‘ja’ od tego, co pozostaje w nas nieświadome i wzajemną wymianę świadomość-nieświadomość prowadzić z zachowaniem wyraźnego dla tych granic respektu. Ego słabnie, gdy mu nagle wlewa się różnymi szparami jakaś ważniejsza część zawartości tego ciemnego, nieświadomego (podświadomego, przedświadomego), ale posiadającego pełen pakiet istotnych o nas informacji ‘id’.
gt
Tak naprawdę nie potrzeba wiele zrobić, żeby wzmocnić ego, wystarczy dobrze domknąć granice oddzielające nasze ‘ja’ od tego, co pozostaje w nas nieświadome i wzajemną wymianę świadomość-nieświadomość prowadzić z zachowaniem wyraźnego dla tych granic respektu. Ego słabnie, gdy mu nagle wlewa się różnymi szparami jakaś ważniejsza część zawartości tego ciemnego, nieświadomego (podświadomego, przedświadomego), ale posiadającego pełen pakiet istotnych o nas informacji ‘id’.
gt
Re: Mistrz na kozetce
Na pewno ma schizofrenię?shimsong pisze:Osobisty mnich Dae Soen Sa Nima i jego przyjaciel Mu Sang Sunim również jest chory na schizofrenię. Praktykuje Zen od dawna a nawet wspaniale naucza
Sam pisze, że chodzi do psychoanalityka:
http://www.thebuddhadharma.com/issues/2 ... ter03l.htmI've personally found psychoanalytic therapy helpful in clarifying karmic issues that weren't being addressed by my Zen practice.
Czy faktycznie cierpi na tak ciężką chorobę jak schizofrenia?