booker pisze:Warto, jezeli juz chcemy byc obiektywni - pokazywac to jak jest w buddyzmie. A jest tak, ze jest wiele sposobow i stylow praktykowania. Czasami nie mozna ich pogodzic. Przykladowo poglad Shinrana o "mocy innego" oraz calkowitym braku mozliwosci samowyzwolenia jednostki niekoniecznie musi isc w parze z pogladem zen o osiagnieciu swojej prawdziwej natury i staniu sie niezaleznym czlowiekiem. Tak samo, jak nauczanie o dziewięcu świadomościach, w tym jednej poza uwarunkowaniami nie musi iśc w parze o nauczaniu Therawady, gdzie wszystkie swiadomości powstają i rozpadają się w oparciu o warunki.
Dzongsar Dziamjang Czientse pisze:Nie jesteśmy buddystami, jeśli nie zgadzamy się z tym, że wszelkie złożone lub wykreowane rzeczy są nietrwałe i zamiast tego wierzymy, że istnieje jakaś absolutna substancja lub idea, która jest trwała.
Z jednej strony w nauczaniu Zen mamy mowę o czymś co jest niezależne od życia i śmierci. Nie wspominając co to. W każdym razie, wydaje się to na poziomie konceptualnym sprzeczne z pierwszą z 4 Wielkich Pieczęci, a więc z fundamentem buddyzmu. Tymczasem, na jednej z mów dharmy na której byłem, padło pytanie:Ludzka droga pisze:Przychodząc z pustymi rękoma, odchodząc z pustymi rękoma – to jest ludzkie.
Kiedy się rodzisz, skąd przychodzisz?
Kiedy umierasz, dokąd odchodzisz?
Życie jest jak przepływająca chmura, która się pojawia.
Śmierć jest jak przepływająca chmura, która znika.
Pierwotnie przepływająca chmura nie istnieje.
Życie i śmierć, przychodzenie i odchodzenie, również są takie.
Jest jednak jedna rzecz, która zawsze pozostaje jasna.
Jest czysta i jasna, niezależna od życia i śmierci.
Zatem, co jest tą jedną czystą i jasną rzeczą?
Uczennica: A skąd wiadomo, że ta jedna czysta i jasna rzecz istnieje?
Andrzej Piotrowski JDSPN: Jeśli nie masz przeświadczenia, przeczucia, że coś takiego istnieje, nie powinno cię tu być.
Cytuję pamięci i mam nadzieję, że nie przekrzywiłem zbytnio znaczenia, w każdym razie, uczennica wyraziła swój sceptycyzm, a nauczyciel stwierdził, iż to poczucie jest kluczowe. Czy zatem Zenki mogą się mianować buddystami? Z jednej strony, rozumiem że Zen jest „religią przed religią”, ale praktykuje się go zwykle w kontekście buddyzmu, nie zaś w oderwaniu, a ten pogląd wydaje się być sprzeczny z fundamentalną „prawdą” buddyzmu. Jak się zapatrujecie na tą kwestię „absolutu” w Zen?
Swoją drogą, odnosząc się do tego artykułu, cytowanego powyżej, zacząłem się zastanawiać ilu praktykujących (nie tylko Zen) można faktycznie nazwać buddystami. Nie, żeby kwestia nazewnictwa była tak istotna… ^^