czuowiek pisze:Nie mam poglądu na ten temat. Próbuję zrozumieć podejście buddyzmu do problemu cierpienia - zwłaszcza cierpienia wywoływanego w jednej istocie czującej, przez inną.
To ja może krótko od siebie, uwzględniając całość nauk buddyjskich, mam nadzieję, że moje dojaśnienia pozwolą Ci lepiej zrozumieć to, co do tej pory zostało napisane w tym wątku.
Napisałam wcześniej, że jeśli zakładasz istnienie karmy, to musisz przyjąć, że postrzelić można ciało, ale nie umysł. To jest właściwie fundament buddyjskiego myślenia. Za drugi taki fundament można uznać założenie, że z cierpienia nie można wyjść poprzez cierpienie. Prawo przyczyny i skutku jest pod tym względem nieubłagane: cierpienie nigdy nie może stać się przyczyną szczęścia. Nieporozumienia w tej rozmowie polegają, moim zdaniem, na nieuwzględnianiu przez Ciebie tych dwóch podstawowych założeń. Jest jeszcze trzecie, o którym sporo mówiliśmy, istoty towarzyszące mogą tworzyć warunki sprzyjające takiej, a nie innej manifestacji karmy, ale warunki nie są karmą, są warunkami - w Twoich przykładach warunkami negatywnymi. Od czego zależy moc tych warunków? Od stopnia w jakim istota, której warunki dotyczą, potrafi panować nad swoim umysłem. Jeśli potrafi, negatywne warunki nie będą miały swojej mocy, jeśli nie potrafi, warunki wpłyną na jej przeżycia, a tym samym na jej stan umysłu, a tym samym na jej karmę, oczywiście zgodnie z regułą: cierpienie staje się przyczyną cierpienia i zgodnie z założeniem, że w chwili śmierci umiera ciało, nie umysł. Umysł, według nauk buddyjskich, kończy pewien etap manifestacji (poprzez ciało zwierzęcia lub ciało ludzkie) i przechodzi powoli do kolejnej. Dzieje się to nie raz czy dwa, ale niezliczoną ilość razy, tak długo, dopóki umysł ten nie osiągnie wyzwolenia z kołowrotu wcieleń.
Karma, czyli to, co staje się przyczyną kolejnych narodzin, nie jest duszą, jest strumieniem wrażeń z wielu żywotów, te wrażenia wykazują silniejsze lub słabsze tendencje, najsilniejsze z nich doprowadzą do kolejnej manifestacji. A zatem, jeżeli najsilniejsze okażą się te z chwili śmierci (cierpienie), to i zgodnie z nimi kolejna manifestacja może mieć miejsce ponownie w warunkach, w których przeżywa się cierpienie.
I jeszcze jedna końcowa uwaga, buddyzm nie zajmuje się jednostkowymi historiami, nauki o karmie temu nie służą, by badać losy pojedynczych istot. Różne przykłady obrazujące, jak ona może działać są elementem nauk, których zadaniem jest wyjaśnić, na czym polega wyzwolenie z samsary, wyzwolenie z cierpienia. Z pewnością nie poprzez cierpienie. Poprzez umysł wolny od przeszkadzających emocji i nawyków myślowych.
Pozdrawiam, gt