Wszystkie religie - przynajmniej z punktu widzenia buddyzmu - należą do poziomu relatywnego. Poprawcie, jeśli się mylę.
Religie próbują opisywać rzeczywistość poprzez koncepcje. Buddyzm mówi o tym otwarcie. Mówią o tym przykłady z palcem wskazującym księżyc, albo z łodzią którą należy pozostawić po przeprawieniu się przez rzekę. Wielu ludzi traktuje jednak przesłania różnych religii w sposób literalny. Wśród buddystów także spotkałem ludzi myślących dogmatycznie.
Chyba nie ulega wątpliwości, że na tym relatywnym poziomie sposoby "koncepcjonalizowania" przez różne religie są ze sobą niekompatybilne, więc porównywanie ich nie ma większego sensu.
Na poziomie rzeczywistości absolutnej z kolei porównania, he he, także nie mają sensu
A to dlatego, że nie ma różnych rzeczywistości absolutnych (nie ma też jednej - kategoria ilości jest bez sensu).
Zgodzimy się, że coś takiego, jak "oświecenie", przebudzenie jest poza koncepcjami?
Teraz rzecz kolejna - w buddyzmie mówi się o różnych poziomach oświecenia, czy też o "głębokości" urzeczywistnienia. Stąd pytanie: "czy ktoś tam jest oświecony" w tym kontekście staje się jeszcze bardziej niejasne i niejednoznaczne.
Jeżeli ktoś sądzi, że pełne oświecenie nie jest możliwe bez praktyki Dharmy Buddy, to możemy takie założenie poczynić (a propos - co o tym mówią same nauki buddyjskie?)
Dlaczego jednak odbierać prawo do "pomniejszych " wglądów w Naturę Umysłu (czyli coś najbardziej uniwersalnego) dla ludzi z różnych epok i różnych kultur?
Więc jeśli się zgodzimy, że takie doświadczenia są możliwe, możliwe że mistycy (nazwijmy ich tak umownie) przeżywali je na całym świecie, w różnych kulturach. Większość prawdopodobnie w ogóle o nich nie mówiła, zdając sobie sprawę z ich niewyrażalności. Ci zaś, którzy próbowali dać o nich świadectwo, robili to używając pojęć z kultury, w której wyrośli. Używali metafor i przypowieści, próbując pokazać jakiś aspekt swego niewyrażalnego doświadczenia, pokazywali palcem księżyc. Mogli też sami próbować interpretować swoje nieutrwalone doświadczenia wglądu, przy pomocy - jakże by inaczej - koncepcji które znali.
Być może Jezus był jednym z takich "mistyków" (a być może nie).