amogh pisze:iwanxxx pisze:OK, jeśli kogoś jeszcze interesuje ten wątek
Mnie interesują odpowiedzi na pytania (trochę offwątkowe) jakie zadałem wczoraj o 13:25, bo chyba nie zostały w ogóle zauważone (chyba, że mam sobie na nie sam implicytnie wpaść).
Ja mogę spróbować co najwyżej odnieść się do tych pytań
amogh pisze:iwanxxx pisze:Natomiast bodhisattwa nie zostaje w tym punkcie, a celowo nie usuwa do końca trzech trucizn (chociaż, zdaje się, nie stwarza nowych), żeby pozostać w samsarze i pomagać czującym istotom. Wtedy to wszystkie wyobrażenia, przedstawienia, znaczenia, relacje uwarunkowania, przejawienia mają tylko jedną motywację: współczucie.
Rozumiem, że to po to aby miał wspólną płaszczyznę zrozumienia z cierpiącymi istotami (wiedział jak to jest chodzić w ich butach) czyli musi znać samsaryczną rzeczywistość oraz zręczne środki (w postaci nauk) od niej uwalniające?
Są na prawdę różne interpretacje tej ścieżki. Tak jak Ty napisałeś uczył w sumie Seung Sahn. Pisał, że Budda reprezentuje nauczanie "tylko prawda", które nie trafia do wszystkich ludzi. Jak ktoś jest głodny - co mu po tym? Dlatego pojawiło się nauczanie bodhisattwy: ktoś jest głodny - daj mu jeść. (
Two Kinds of Teaching). Mówił też, że mistrzowie zen mają wiele wad, ale ważne po co je mają: właśnie dla innych istot. Ale ortodoksyjna interpretacja jest taka, że Budda osiąga nieprzebywającą (? - non-abiding 無住) nirvanę, która jest pomiędzy skrajnościami przywiązania do samsary oraz oderwania w postaci całkowitego wygaśnięcia.
amogh pisze:W tym momencie może poczynię offtopa ale zręcznie mi ta dyskusja pasuje do pytania, które od dłuższego czasu chciałem zadać, a mianowicie tego czy w innych szkołach (czy może ogólnie w buddyzmie) funkcjonuje coś, co w nauczaniu Lamy Ole Nydahla określane jest mianem wyzwolenia. Chodzi mi o pewien etap, moment, w którym nasze rozumienie i widzenie tego jakimi rzeczy są nie jest już tak ściśle ograniczone i rządzone przez podmiotowo-przedmiotowy dualizm (emocje, filmy i tego typu sprawy), ale nie jest to (jeszcze) też to czego w buddyzmie należy szukać (a to czego "należy szukać" mówi nam nasze codzienne doświadczenie). Bo biorąc pod uwagę np. filozofię Nagardżuny to rozumiem, że w kontekście całej "istotowości buddyzmu" i jego praktyki jest to coś na kształt zręcznego środka. Coś, czego intelektualne przyswojenie może nie jest doświadczeniem o jakie Buddzie chodziło ale też zrozumienie jakie ze sobą niesie samo w sobie jest nie w kij dmuchał. Pytanie zatem jest takie, jak ogólnie przedstawia się poprawne rozumienie poglądu i to co ze sobą niesie do całokształtu praktyki w różnych szkołach czy też ogólnie w buddyzmie (czy jest to jakoś metodycznie wyodrębniane)?
To są dwie sprawy, czy jedna? Jedną z wielu przyczyn krytyki Lamy Olego jest to, że wprowadza różne własne pojęcia, które nie są zgodne ani z terminologią szkoły kagyu, ani z resztą buddyzmu - nie wiem co może oznaczać "wyzwolenie" w jego naukach, może ktoś praktykujący buddyzm tybetański wie dokładnie. Ale jak rozumiem, chodzi o jakiś rodzaj realizacji przed osiągnięciem Stanu Buddy, tak? Ten temat to jest zagadnienie, które różnie przedstawia się w różnych szkołach, ale generalnie wszędzie jest wspólny mianownik: na ścieżce jest doświadczenie, które daje smak absolutnej prawdy, ale nie jest jeszcze Stanem Buddy. Na ścieżce śrawaków jest to śrotapanna, w szkołach, które opierają się na 10 bhumi jest to pierwsze bhumi, a np Dahui i potem Jinul umiejscawiali to gdzieś na ścieżce wiary wg. systemu 52 etapów. Ale to nie jest efekt rozumienia a realizacji.
Jeśli chodzi o zależność między poprawnym rozumieniem poglądu, to są tu różne podejścia. W tybetańskich szkołach jest na to duży nacisk i mówią, że nie możesz zrozumieć prawdy ostatecznej bez właściwego (acz świadomie prowizorycznego) rozumienia prawdy relatywnej. To jest takie podejście klasyczne. W patriarchalnym zen natomiast mówią, że nie musisz mieć żadnego intelektualnego rozumienia (tylko tyle ile trzeba, żeby Cię popchnąć do poszukiwania wewnątrz), a Wielką Wiarę, Wielka Odwagę i Wielkie Pytanie - wielcy mistrzowie tych szkół często nie postawili nawet stopy w szkołach sutr, albo opierali się całe życie na jednym piśmie.
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałem Twoje pytania
Pzdr
Piotr